-Hej, coś nie tak?- zapytał John
-Nie, wszystko okay. Muszę już wracać.- skierowałam się ku schodom.
Próbowałam jakoś skojarzyć fakty. Przecież w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz mnie i Johnny'ego. N? Nic mi to nie mówi...
Gdy tylko zeszłam na dół, udałam się w poszukiwaniu Rossa. Stał on nadal przy barze i rozmawiał z barmanem.
-Ross, chce już wrócić.
-Co? Dlaczego? Impreza się dopiero zaczęła.
-Tak, wiem, ale chcę już wracać.
-W porządku.
Nie żegnając się z nikim poszliśmy do samochodu Lynch'a.'
-Mack, czy coś się stało?- zapytał blondyn wkładając kluczyki do stacyjki
-Nie, wszystko jest okay.
-Na pewno?
-Tak, możemy już jechać?
-Oczywiście.
Cała droga minęła nam w milczeniu. Co prawda chłopak próbował zacząć jakąkolwiek rozmowę, ale ja wymigiwałam się bólem głowy.
-Widzimy się jutro?- powiedział gdy dotarliśmy pod Sunset Tower
-Jasne.- wyszłam z pojazdu i ruszyłam do apartamentu.
Gdy tylko weszłam do pokoju, rzuciłam się na łóżko i oddałam w objęcia Morfeusza.
*
Z samego rana obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Przyszła wiadomość od Rydel:
'Co ty na to gdyby zebrać dziewczyny i znów urządzić nocowanko?
xoxo, Delly'
Stwierdziłam, że to może być dobry pomysł. Wystukałam szybko w klawiaturę odpowiedź i poszłam do pokoju Megan. Chciałam się z nią pogodzić.
Zapukałam, lecz nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam wejść.
Meg siedziała przed toaletką i malowała usta błyszczykiem 'Toffie Tango'. Zawsze go używała, to był jej ulubiony.
-Wybierasz się gdzieś?- zapytałam stojąc w drzwiach
-Tak.- rzuciła krótko nie odrywając się od wcześniejszej czynności
-Gdzie?
-Chyba nie muszę ci się spowiadać gdzie idę i z kim.
-Wiem, po prostu chciałam wiedzieć... I chciałam cię przeprosić, nie powinnam tego ukrywać, zwłaszcza przed tobą.
-Co teraz zrobisz?
-Wyjadę. Mam inne wyjście?
-Możesz zostać.
-I przepuścić taką szansę?
-Wiem, balet jest dla ciebie ważny, ale czy ty jesteś szczęśliwa?
-Błagam, nie zaczynajmy tego tematu.
-A co z Rossem?
Nic nie odpowiedziałam.
-Kiedy mu powiesz?
-Nie wiem.
-Ale to, że wracasz to już pewna decyzja?
-Na sto procent.
-No to ja też wracam. Zaraz zadzwonię na lotnisko i...
-Nie, nie możesz. Zostań.
-Skoro ty wracasz, to ja też powinnam.
-Zostań proszę. Zrób to dla mnie... I dla Rikera.
-Okay, ale jak pod koniec wakacji wrócę do Londynu to wszystko nadrobimy.- uśmiechnęła się
-Jasne.- odwzajemniłam uśmiech- Więc między nami już wszystko dobrze?
-Jak najbardziej.- przytuliłyśmy się. Świetnie, że wszystko się układa. Mniej więcej...
-Rydel robi dzisiaj babskie nocowanko....
-Znowu?
-Tak i jesteśmy zaproszone.
-To wypadało by pójść...
-Tak...
-Więc, o ósmej u Lynch'ów?
-Tak. Anyway, skoro już jest okay, to... Gdzie idziesz?
-Wychodzę z Rikerem.
-Uuu, z Rikerem...- zrobiłam 'brewki' i szturchnęłam Meg łokciem
-Nie, to nie jest randka.- zaśmiała się
-Obiecasz mi coś?
-Co?
-Cokolwiek by się działo, nie przekreślaj Rikera, pasujecie do siebie.
-Obiecuję.
-To leć na tę nie-randkę, a ja skocze do sklepu bo lodówka świeci pustkami.
Wyszłam z pokoju koleżanki, ubrałam się i poszłam na przystanek autobusowy. Praktycznie cały czas przemieszczam się taksówką, dla odmiany tym razem wybrałam autobus.
Kupiłam bilet i czekałam. Długo czekać nie musiałam. Pojazd przybył punktualnie. Ku mojemu zdziwieniu autobus był cały zapełniony. Dłuższą chwilę szukałam miejsca siedzącego. W końcu udało mi się. Był jeden wolny fotel obok pewnej blondynki. Siedziała ona i czytała książkę. Jasne loki zasłaniały jej twarz.
-Przepraszam, czy to miejsce jest wolne?- zapytałam
Dziewczyna uniosła głowę, włosy opadły na ramiona, a ja zobaczyłam jej twarz.
O nie.-pomyślałam
Blondynka ta to była oczywiście Jordan. [Jordan- była dziewczyna Rossa. patrz rozdz.6- od aut.]
-To ja chyba usiądę gdzieś indziej.- miałam już iść w innym kierunku, ale blondi mnie zatrzymała
-Niestety, to ostatnie miejsce siedzące. Wiem, że nie fajnie zaczęłyśmy znajomość, ale nie jestem taka zła jak się innym wydaje.- uśmiechnęła się
-Okay.- usiadłam
-Chciałabym cię przeprosić za tamtą akcję w restauracji. Zachowałam się jak jakaś kretynka. Bo ja i Ross... Byliśmy naprawdę blisko. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że się rozstaliśmy. Ale już zrozumiałam i życzę wam jak najlepiej.
-Jej, dziękuję.- powiedziałam. Może jednak Jordan nie jest taka zła jak myślałam?
-Gdzie wysiadasz?
-Na 9th Street.
-O ja też, może pójdziemy na jakieś lody?
-Chętnie.
Resztę drogi spędziłyśmy pogrążone w rozmowie. Jo jest naprawdę fajna.
-Ja muszę zrobić tutaj zakupy, a ciebie co sprowadza w tę część miasta?
-Mieszkam na tej dzielnicy. Może pomóc ci z tymi zakupami?
-Mogłabyś?
-Jasne!
Weszłyśmy do supermarketu. Moje zakupy były zwyczajne. Wzięłam jakieś owoce, chleb, kilka rzeczy nabiałowych, słodycze i tak dalej.
Po godzinie wchodziłyśmy do lodziarni na rogu.
-To jakie lody bierzesz?- zapytała blondynka
-Hmm, czekoladowe, a ty?
-Toffie.
Zapłaciłyśmy i usiadłyśmy do stolika.
-Dzisiaj Rydel urządza nocowanie, może być wpadła?
-Nie wiem. Rydel chyba mnie nie lubi. I nie wiem co by powiedziała reszta Lynch'ów.
-Nie może być tak źle, a ty musisz przyjść!
-W sumie to chyba przyjdę...
-To super! Anyway, opowiedz mi coś o sobie.
-Jestem Jordan, mam osiemnaście lat, lubię grać w siatkówkę i koszykówkę. A teraz ty powiedz coś o sobie.
-Wiesz co, ja już muszę iść.
-Okay, wracasz autobusem?
-Tak. Do zobaczenia.
-Pa!
Wzięłam reklamówki z zakupami, wyszłam z lodziarni i poszłam na przystanek. Wiedziałam, że autobus mam dopiero z pół godziny. Nagle podjechał czerwony samochód.
-Dzień dobry, podwieźć gdzieś panią?- szyba samochodu odsunęła się w dół i zauważyłam osobę siedzącą za kierownicą. Był to ten młody lekarz, na którego wpadłam w szpitalu.
Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.
-Cześć, jestem Mackenzie.
-Jestem Wren. Miło mi cię poznać.
-Mi ciebie też. To na ciebie wpadłam w szpitalu?
-Tak, na mnie.
-No dobra, muszę cię o to zapytać. Mówisz z brytyjskim akcentem... Nie jesteś ze Stanów?
-Brawo pani Sherlock, jestem z Wielkiej Brytanii, z Londynu. Do USA przyjechałem na studia. Skończyłem Harvard i teraz jestem lekarzem. Ty też nie jesteś amerykanką, prawda?
-Prawda, też jestem z Londynu. Do Kalifornii przyjechałam na wakacje.
-Fajnie. My tu gadu gadu, a ja nie wiem gdzie jechać. Gdzie cię podrzucić?
-Sunset Blvd 8358.
-To ten hotel w centrum?
-Tak.
-W porządku.
-A dlaczego wyjechałeś do Stanów? Przecież my też mamy dużo świetnych uczelni, Oxford, Cambridge...
-Pewnego razu poczułem, że Londyn to nie jest miejsce dla mnie. Musiałem wyjechać.
-Musiałeś?
-Tsa. To długa historia, ale opowiem ci ją innym razem bo już jesteśmy na miejscu.
-Dziękuję bardzo za transport.
-Nie ma za co, polecam się na przyszłość.- mrugnął
Wyszłam z samochodu i weszłam do hotelu.
-Jej, dziękuję.- powiedziałam. Może jednak Jordan nie jest taka zła jak myślałam?
-Gdzie wysiadasz?
-Na 9th Street.
-O ja też, może pójdziemy na jakieś lody?
-Chętnie.
Resztę drogi spędziłyśmy pogrążone w rozmowie. Jo jest naprawdę fajna.
-Ja muszę zrobić tutaj zakupy, a ciebie co sprowadza w tę część miasta?
-Mieszkam na tej dzielnicy. Może pomóc ci z tymi zakupami?
-Mogłabyś?
-Jasne!
Weszłyśmy do supermarketu. Moje zakupy były zwyczajne. Wzięłam jakieś owoce, chleb, kilka rzeczy nabiałowych, słodycze i tak dalej.
Po godzinie wchodziłyśmy do lodziarni na rogu.
-To jakie lody bierzesz?- zapytała blondynka
-Hmm, czekoladowe, a ty?
-Toffie.
Zapłaciłyśmy i usiadłyśmy do stolika.
-Dzisiaj Rydel urządza nocowanie, może być wpadła?
-Nie wiem. Rydel chyba mnie nie lubi. I nie wiem co by powiedziała reszta Lynch'ów.
-Nie może być tak źle, a ty musisz przyjść!
-W sumie to chyba przyjdę...
-To super! Anyway, opowiedz mi coś o sobie.
-Jestem Jordan, mam osiemnaście lat, lubię grać w siatkówkę i koszykówkę. A teraz ty powiedz coś o sobie.
-Wiesz co, ja już muszę iść.
-Okay, wracasz autobusem?
-Tak. Do zobaczenia.
-Pa!
Wzięłam reklamówki z zakupami, wyszłam z lodziarni i poszłam na przystanek. Wiedziałam, że autobus mam dopiero z pół godziny. Nagle podjechał czerwony samochód.
-Dzień dobry, podwieźć gdzieś panią?- szyba samochodu odsunęła się w dół i zauważyłam osobę siedzącą za kierownicą. Był to ten młody lekarz, na którego wpadłam w szpitalu.
Uśmiechnęłam się i wsiadłam do samochodu.
-Cześć, jestem Mackenzie.
-Jestem Wren. Miło mi cię poznać.
-Mi ciebie też. To na ciebie wpadłam w szpitalu?
-Tak, na mnie.
-No dobra, muszę cię o to zapytać. Mówisz z brytyjskim akcentem... Nie jesteś ze Stanów?
-Brawo pani Sherlock, jestem z Wielkiej Brytanii, z Londynu. Do USA przyjechałem na studia. Skończyłem Harvard i teraz jestem lekarzem. Ty też nie jesteś amerykanką, prawda?
-Prawda, też jestem z Londynu. Do Kalifornii przyjechałam na wakacje.
-Fajnie. My tu gadu gadu, a ja nie wiem gdzie jechać. Gdzie cię podrzucić?
-Sunset Blvd 8358.
-To ten hotel w centrum?
-Tak.
-W porządku.
-A dlaczego wyjechałeś do Stanów? Przecież my też mamy dużo świetnych uczelni, Oxford, Cambridge...
-Pewnego razu poczułem, że Londyn to nie jest miejsce dla mnie. Musiałem wyjechać.
-Musiałeś?
-Tsa. To długa historia, ale opowiem ci ją innym razem bo już jesteśmy na miejscu.
-Dziękuję bardzo za transport.
-Nie ma za co, polecam się na przyszłość.- mrugnął
Wyszłam z samochodu i weszłam do hotelu.
***
-Hej.- powiedziała Megan do Rikera, który czekał na ławce w central parku
-Cześć. I co? Przemyślałaś już... No wiesz... TO.
-Rik, potrzebuję czasu...
-Okay, więc co robimy?
-Nie wiem, masz jakiś pomysł?
-Mam.
-Tego się spodziewałam.- zaśmiała się
-Pacific Park!
-Pacific Park?
-Park rozrywki.
-He-he, okay.
Dziesięć minut potem para była już w parku.
-Gdzie idziemy najpierw?- zapytała brunetka
-Na tę wielką zjeżdżalnie!
Riker był najstarszy i najodpowiedzialniejszy z całego rodzeństwa, lecz czasami zachowywał się jak dziecko, co w sumie było urocze...
Chwilę później Meg i Rik siedzieli na plastikowej podkładce [sorry, nie pamiętam jak się to nazywa xD- od aut.] na samym szczycie na Euroslide'u.
-Gdzie idziemy najpierw?- zapytała brunetka
-Na tę wielką zjeżdżalnie!
Riker był najstarszy i najodpowiedzialniejszy z całego rodzeństwa, lecz czasami zachowywał się jak dziecko, co w sumie było urocze...
Chwilę później Meg i Rik siedzieli na plastikowej podkładce [sorry, nie pamiętam jak się to nazywa xD- od aut.] na samym szczycie na Euroslide'u.
-Gotowa?
-Nie, ja chyba...Nie.
-Nie masz się czego bać, będzie fajnie!
-Czy ja wiem... Ja chyba zejdę z powrotem na dół. Bo ja mam taki malusi strach, o którym ci nie mówiłam...
-Hmm?
-Mam lęk wysokości.
-Meg, nie pękaj. Zjedziemy na pięć. Raz, dwa... Pięć!
Ruszyli z zawrotną prędkością w dół zjeżdżalni.
-Miało być na pięć!
-Kwestia zaskoczenia.- zaśmiał się blondyn- Chodź idziemy dalej. Może teraz na...
-Nigdy więcej nie wejdę na żadną zjeżdżalnie!
-Okay, okay, chodź. Mam pomysł jak pokonać twój lęk wysokości.
-Ja nie lubię takich atrakcji.
-Meg, proszę cię!
-Co chcesz robić?
-Rollercoaster.
-Nie! Wszystko tylko nie to!
-Dlaczego?
-A co jak wagonik spadnie? Albo coś pójdzie nie tak.
-Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
-To gdzie idziemy?
-Na Speed'a.
-Speed'a?
-Zobaczysz.
Brunetka i brązowooki poszli pod daną atrakcję.
-O n-nie, nie wejdę na to coś.
-Nie będzie tak źle!
-Okay.
Młodzież weszła na siedzenia.
-Riker! Błagam cię, ja nie chcę!
-Zamknij oczy, złap mnie za rękę i lecimy.
Zapieli pasy i maszyna ruszyła.
Speed jest to coś na kształt wielkiej karuzeli, diabelskiego młyna. Całość kręci się dookoła, a siedzenia również kręcą się wokół władnej osi.
Nie obyło się bez krzyków (głównie ze strony Meg).
-To było okropne!
Rik nie mógł przestać się śmiać.
-Tak, tak, śmiej się! Ja tu się otarłam o śmierć!
-To może teraz...
-Nie, nie, nie! Koniec! Finito! Nie idę nigdzie więcej!
-To może się przejdziemy? Mają tam różne stragany i gry.
-Może być.
-Patrz! Tam jest ta gra z butelkami!-blondyn podbiegł do budki -Poproszę piłki.- powiedział kładąc na ladzie pięć dolarów
-Proszę.
Rikerowi udało się strącić wszystkie butelki, więc dostał wielką, pluszową pandę.
-To dla ciebie. Chciałbym trochę odkupić się za te nieudane atrakcje.- uśmiechnął się
-Awww! Dziękuję! To słodkie.- brązowooka próbowała cmoknąć chłopaka w policzek, lecz ten przesunął się i złączył ich usta w pocałunku
-Ja muszę już iść.- rzuciła szybko i zniknęła gdzieś w tłumie
-Megan, czekaj!- dziewczyna niestety zniknęła z pola widzenia Lynch'a numer 1.
***
Weszłam do kuchni i rozpakowałam zakupy. Zerknęłam na nieduży zegarek nad lodówką, który wskazywał godzinę piętnastą. Zdziwiłam się. Dzień zleciał mi naprawdę szybko. Rzuciłam również spojrzenie na kalendarz na ścianie. Osiemnasty lipca. Został mi równy tydzień do powrotu.
Jak ja to teraz wszystko zostawię. Co ja najlepszego narobiłam.
Postanowiłam wziąć prysznic. Poszłam do pokoju po rzeczy do przebrania. Gdy tylko weszłam mój wzrok powędrował do dużego lustra, które stoi obok szafy. Było coś na nim napisane.
Boże.
'To nie będzie łatwe.'
-N
Zamarłam.
Co ten ktoś ode mnie chce?! Najpierw ten sms, teraz lustro. Jak ktoś tu wszedł?!
Pospiesznie starłam napis.
Ruszyłam do łazienki. Wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy, zrobiłam sobie paznokcie.
Chwilę przed osiemnastą gotowa wyszłam z łazienki.
-Hej!- na moim łóżku siedziała Meg
-Hej.
-Spakowałam nas już więc możemy iść. Taksówka powinna już być, więc lecimy?
-Ok.- chwyciłam torebkę i wyszłyśmy-Jak było na randce z Rikem?- zapytałam gdy siedziałyśmy już w taksówce
-To nie była randka.
-To jak było na tym waszym..Hmm... Spacerze?
-Byliśmy w parku rozrywki, byliśmy na zjeżdżalniach, karuzelach i tak dalej...
-Przecież ty masz lęk wysokości.
-Cudem przeżyłam... Whatever, byliśmy przy budkach, Riker grał w butelki, dostałam pandę, pocałował mnie, a ja uciekłam.
-Uciekłaś?
-Taaak. Sama nie wiem dlaczego...
-Może boisz się, że jak się zbliżycie to go po prostu stracisz.
-Może... Nie wiem.
Do końca drogi rozmawiałyśmy na tym podobne tematy.
Przed drzwiami do domu Lynch'ów spotkałyśmy Jordan.
-O, hej! Meg poznaj Jordan, Jordan to jest Meg.
-Miło mi cię poznać.
-Mi ciebie też. Ekhem, Mack, możemy na słówko?
-Jasne.- odeszłyśmy kawałek dalej- Słucham?
-Czy to jest ta Jordan?
-Tak. A problem tkwi w...?
-To jest ta świrnięta Jordan!
-Ona nie jest taka zła! Wystarczy ją poznać.
-Eh.. ok.
Wróciłyśmy pod drzwi. Zapukałam. Otworzył nam Rocky.
-O, witam piękne panie.- posłał nam szereg białych zębów. Po chwili jego wzrok zatrzymał się na Jo, a uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił.- Zapraszam do środka, Rydel jest na górze.
-Dzięki.
Nagle poczułam jak ktoś przytula mnie od tyłu.
-Hej śliczna.- odezwał się tleniony
-Hej.
-Co tam sły... Jordan?!
-Tak, dziewczyny zaprosiły mnie na nocowanie.- rzekła blondi- Lecz widzę, że nie jestem miłym gościem w tym domu, więc lepiej będzie jak sobie pójdę.
-Nie, nie... Zostań.
-To my pójdziemy do Delly.- wcięłam się
-W porządku.
Zapukałam do różowego pokoju.
-Siemka dziewczyny!- Dells rzuciła się na nas z uściskiem, jednak zaprzestała czynność gdy zobaczyła blondynkę
-No dobra, ja sobie pójdę. Widzę, że tylko przeszkadzam.
-Nie, no co ty, im nas więcej tym lepiej.- powiedziała starsza ze sztucznym uśmiechem.
-To co dzisiaj robimy?- zapytałam siadając na sofie
-Mam pomysł! Zróbmy talk-show!- zaproponowała brązowooka
-Świetnie!
-Ja będę prezenterką a moim gościem będzie... Alex!
-Ok.- powiedziała niemrawo brunetka i usiadła na kanapie
-Nagram to!- zaproponowałam chwytając w ręce małą kamerę.
Gdy wszystkie siedziałyśmy na swoich miejscach usłyszałyśmy pukanie, a do pokoju wszedł niespodziewany gość...
~~~
Ale tragedia! Chyba najgorszy rozdział. Znowu z czasem poleciałam niesamowicie w przód. Przepraszam! Taki nijaki mi wyszedł ten rozdział.
Znów nie miałam czasu go poprawić, ale ostatnio mam straszne urwanie głowy eh...
Kolejny nowy bohater... Ja już tego nie kontroluję xD
Obiecuję, że to już ostatni w tej części opowiadania ;)
Nie zanudzam już.
Kiedy będzie next?
Nie mam pojęcia :(
Ja was podziwiam, że chce się Wam czytać te głupoty xD
Buziaki ;***
no już nie mów że najgorszy rozdział!!!
OdpowiedzUsuńbył nieziemski, świetny i wgl :3
jak każdy ;)
masz talent i nie mów, że nie :D
kim był ten niespodziewany gość?
ja to muszę wiedzieć!!
TERAZ!!!!
daj nexta szybko :*
pozdrawiam <5
Dziękuję bardzo ;**
UsuńZ tym niespodziewanym gościem szału nie było, po prostu nie wiedziałam gdzie skończyć pisać ;D :) <5
Super jest :).
OdpowiedzUsuń+ Chamska reklama.
Zapraszam do mnie:
http://raura-auslly.blogspot.com
Dzięki, chętnie wpadnę do Cb :)
UsuńOJ TAM OJ TAM NIE PRZESADZAJ JEST ŚWIETNY!!!! A co do bohaterów, to się nie martw, ja też tak mam i czasem Aśka chce mnie za to ukatrupić, upsss
OdpowiedzUsuńczekam na next...
Hehe dziękuję <55
UsuńPrzesadzasz. Rozdział cudowny <5
OdpowiedzUsuńJa chcę wiedzieć kim jest "N"! I w ogóle jak mogłaś zakończyć w takim momencie?! Uh! Teraz muszę czekać, a jestem bardzo niecierpliwą osobą.
Przepraszam, że się nie rosspiszę, ale jestem chora i nie mam weny na komentowanie. W każdym razie kocham Twój talent i oczywiście z niecierpliwością czekam na next!
xoxo
~Bekuś~
Cudowny? Za dużo powiedziane...
Usuń'N'? Jeszcze trochę potrzymam w niepewności ^_^ Oj zabawa się dopiero rozkręca ^^ ;D
Chora? Oh, współczuję :((
Co do 'N' zdradzę Wam pewną tajemnicę... Znacie już tę osobę...
Ups :x
Kończę bo powiem za dużo i będzie problem :*
Dziękuję bardzo za wszystko <55
Podziwiaj.XD
OdpowiedzUsuńMasz wspaniałych fanów i to doceniaj XD ;))) DAWAJ NEXT :D /Isabella Bella Emily McLevis Lynch xD ;*
Hahaha okay! xD
UsuńOoo, Bella pierwszy raz tutaj publikuje nazwisko ;o :D
;*
Po prostu PERFECT. Jesteś świetna Iguś i zabiję cię za to, że powiedziałaś, że ten rozdział jest "najgorszy"... BZDURA !!! Uwielbiam wszystkie twoje rozdziały, niezależnie od błędów i długości :) <3 Jesteś genialną pisarką i kocham twojego bloga !!! I nadal czekam na drugiego.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
Weronika <333
Nie podoba mi się, jakiś taki... Sensu on zbytnio nie ma :<
UsuńAle i tak bardzo dziękuję <3 Drugi już niedługo ^^ :)
Pozdrawiam <33
Cudny po prostu wspaniały!
OdpowiedzUsuńIguś kocham cię :3
zapraszam też do siebie na nowy rozdział <3
Jeju, dziękuję bardzo <3
UsuńNa nowym byłam i muszę powiedzieć, że perfect ;3
Supi!:D Czekamy na next^^ /Spencer
OdpowiedzUsuńhe-he dziękuję Spence ^_^
Usuń