wtorek, 11 listopada 2014

23. 'Maybe you'll always be the one I'm missin'...'

*Megan i Riker*

Megan o godzinie osiemnastej doszła do restauracji 'Square One Dining' na Fountain Ave. Nie była to raczej taka bardzo wytrawna restauracja. Raczej knajpka na luzie, ale jedzenie mają tam świetne. Oboje postanowili, że wolą iść do miejsca gdzie panuje luźniejsza atmosfera. 
Dziewczyna weszła do środka i skierowała się do stolika, przy którym siedział Riker.
-Cześć, ślicznie wyglądasz.- cmoknął ją w policzek i odsunął krzesło, aby mogła usiąść
Po chwili podeszła do nich kelnerka.
-Widzę, że mamy tu parę świeżych oczu.- zwróciła się do Meg
Dziewczyna odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.
-To co państwo zamawiają?- kontynuowała kobieta- To co zawsze?- skierowała do Rika
Blondyn bardzo lubił przychodzić do tej knajpki. Wszystkie kelnerki dobrze go znały, ponieważ zawsze zamawiał naleśniki z bekonem.
-Tak.- uśmiechnął się szeroko- A ty co zamawiasz?
-Co to jest 'to co zawsze'?
-Naleśniki z bekonem.
-To poproszę to co zawsze.- na jej twarzy zagościł uśmiech


-Zawsze jak tu jesteś zamawiasz naleśniki?
-Tak.- odpowiedział krótko
-Dlaczego?- zachichotała cicho
-To już trochę taka moja tradycja. Moja babcia kiedyś takie robiła. Jak jeszcze mieszkaliśmy w Littleton jadłem je prawie codziennie na śniadanie. Smak mojego dzieciństwa.
-Tęsknisz?
-Za babcią?
-I za babcią i za Littleton.
-Tak i to bardzo. Czasami chciałbym tam wrócić. Już na zawsze. Ale jakbyśmy wtedy nie wyjechali, nie mielibyśmy tego co mamy teraz. 
-A gdybyś nie był w zespole, to czym byś się zajmował?
-Prawdopodobnie kontynuowałbym zabawę w aktorstwo.
-Zabawę?
-Tak. Kiedyś mnie do tego ciągnęło, było moim celem, marzeniem. Teraz najważniejsze jest R5.
-Pamiętam cię z 'Glee'. Kiedyś oglądałam to nałogowo. Jeff Warbler...
-Niezapomniane chwile, ale gdybym miał opcję do tego wrócić, to sam nie wiem czy bym się na to zdecydował.
-Chyba Ross poszedł bardziej w kierunku telewizji.
-Dokładnie. Dostał się do obsady 'Austina & Ally'.
-Nie jest za stary na Disney'a?
-Moim zdaniem jest, ale to jego decyzja. W sumie wolałbym żeby nie dostał tej roli. Może to trochę dziwne, że mówię coś takiego o moim bracie, ale przez to ucierpiał zespół. Nie ważne. A jak wygląda twój dom rodzinny?
-Mój? Urodziłam się i wychowałam w Londynie. Mieszkam od zawsze z rodzicami. Jestem jedynaczką. Część mojej rodziny mieszka w Australii, a bliższa część rodziny mieszka w Glasgow. Widujemy się z nimi tylko w większe święta.
-A jak poznałyście się z Mack?
-Na zajęciach z hiszpańskiego w przedszkolu. Wylała sok na mój rysunek tygrysa.- zaśmiała się
-Uczysz się hiszpańskiego od przedszkola?
-Tak, dokładnie.
-A czy w UK nie uczycie się raczej niemieckiego lub francuskiego.
-Przeważnie tak jest, ale ja wolę hiszpański.
-Cool.
-Jak wpadliście na pomysł aby założyć zespół?
-Rocky z Littleton zabrał ze sobą gitarę, a ja i Rydel uczęszczaliśmy na lekcje fortepianu. Od małego ciągnęło nas do muzyki. Organizowaliśmy kiedyś koncerty dla rodziny w naszej piwnicy.- zaśmiał się- To były wspaniałe czasy.
-Macie fajne, ciekawe życie. Ja swoje chyba przeżyłam tylko i wyłącznie na nauce.
-Dlaczego tak mówisz?
-Od małego strasznie dużo się uczyłam. Jak skończyłam podstawówkę postanowiłam, że dostanę się na Oxford lub Cambridge. Zawsze byłam grzeczną dziewczynką, ale od tych wakacji postanowiłam to zmienić.- zaśmiała się i wzięła łyk soku
-Little Bad Girl...
Po chwili obydwoje wybuchnęli śmiechem.
-By the way, Ratliff ma domek w Północnym Meksyku więc postanowiliśmy się tam udać na jakieś dwa tygodnie. Może ty i Mack wybrałybyście się z nami?
-Ja chętnie, ale Mackenzie...
-Co z nią?
-To znaczy... Powiem ci coś, czego obiecałam nikomu nie wygadać, ale wiem, że mogę ci zaufać...
-Tak?- chłopak był lekko zaniepokojony
-Mackenzie jutro wyjeżdża...
-Gdzie? Na jakąś wycieczkę?
-Nie... Ona... Ona wraca do Londynu.
Blondyn zaniemówił.
-Ale jak to?
-Dostała stypendium w super ekskluzywnej szkole i musi wrócić na treningi.
-Ross... On będzie załamany. Już wie o tym?
-Nie. Nie wiem kiedy ona ma zamiar ma o tym powiedzieć.
-Nie wiem co powiedzieć. Już jutro?
-Tak, jutro. Już ma bilet, wiec raczej nie da się tego uniknąć.
-Ty wracasz razem z nią?
-Nie, zostaje do końca wakacji. Obiecałam jej to, że zrobię to dla nas.
Rik uśmiechnął się.
-Dziękuję. A jak ona sobie wyobraża? Ross raczej nie jest jej obojętny.
-Nie mam pojęcia, Riker. To skomplikowane. Będzie cierpiała.
-Już rozumiem dlaczego nie chciałaś 'czegoś więcej' ze mną. Ale my w przeciwieństwie do nich mamy jeszcze dużo czasu.
-Ale w końcu przyjdzie chwila rozstania...
-Pesymistka z ciebie!- rzucił żartobliwie żeby rozładować powstałe napięcie
Brunetka uśmiechnęła się słabo. 
-Oto wasze naleśniki.- kelnerka podała im danie
-Dziękujemy.- odpowiedziała Meggie
Meg wzięła kęs naleśnika.
-Faktycznie świetne. 
-Mówiłem?- zaśmiał się- Ale moja babcia i tak robiła lepsze.
-Nie wątpliwie. Brakuje ci jej?
-Bardzo. Była najlepszą babcią pod słońcem.
-Czasami tak musi być. Nawet najlepsi muszą pożegnać się z życiem.
-Krąg życia.
-Krąg życia.
-Może po kolacji wybierzemy się do kina?
-Chętnie. Co grają?
-Jeszcze nie wiem, ale kino to zawsze dobre rozwiązanie.- uśmiechnął się
-Dokładnie.- delikatnie uniosła kąciki ust- Mam do ciebie pytanie: czy wy zawsze z rodzeństwem tak dobrze się dogadywaliście? Rzadko się spotyka żeby rodzeństwo miało takie dobre kontakty.
-Z moim rodzeństwem zawsze byliśmy blisko. Wzajemnie się uzupełniamy, pomimo tego, że nasze relacje trochę się ostatnio popsuły.
-A jak poznaliście Ellingtona?
-Ratliff'a poznałem go w studiu tańca w Los Angeles. Postanowiliśmy zaproponować mu żeby grał w naszym zespole. Tak mniej więcej również powstało R5.
-Super. 

***

W końcu postanowiliśmy wyjść z basenu Lynch'ów.
-O rany, jestem cała mokra.
-Chciałaś być sucha wychodząc z basenu?- zaśmiał się Ross
-Nie, ale nie byłabym mokra gdyby ktoś mnie tam nie wrzucił.
-Ups. Ciekawe kto... - zgrywał się- Ej, a może się gdzieś przejdziemy?
-Okay, tylko na początek przydałoby się wysuszyć.
-Tak. Możesz skorzystać z mojej łazienki, a ja pójdę do łazienki Rikera. Ubrania możesz pożyczyć od Rydel.
-A nie będzie zła, że pożyczam sobie jej ciuchy bez pytania? 
-Na pewno nie. A co do łazienki, to masz jeszcze do wyboru łazienkę Delly. Albo istnieje trzecia opcja...
-Trzecia?
-Możemy obydwoje skorzystać z mojej.- złapał mnie w pasie
-Spadaj.- wytknęłam mu język
-Jak możesz? Czuję się... Skrzywdzony...- chłopak ze sztucznym zasmuceniem opadł na leżak
-Kocham cię!- cmoknęłam go w policzek i poszłam do domu
Ruszyłam na piętro. Postanowiłam skorzystać z łazienki blondynki. 
Zdjęłam z siebie mokre ubrania i wzięłam szybki prysznic. Wysuszyłam włosy, owinęłam się puchowym ręcznikiem i weszłam do pokoju Dells w celu pożyczenia ubrań. Po chwili namysłu wybrałam czarną sukienkę w stokrotki.



-Wow, wyglądasz w tej sukience prawie jak moja siostra.- zachichotał Ross
-Wiesz, że nie wchodzi się do pokoju bez pytania?- starałam się być poważna, ale nie wychodziło
Chłopak ubrany był w jeansy i błękitną bluzę ze znakiem Supermen'a [Ze znakiem Supermen'a... Hahaha, sorry, nie wiedziałam jak to inaczej określić ;D- od aut.].- Idziemy?
-Jasne.
Wyszliśmy z domu i szliśmy wzdłuż Labrador St. Panował półmrok i było dość chłodno jak na Los Angeles.
-Ross... Jak myślisz, jak to będzie jak będę musiała wyjechać?- zaczęłam drażliwy temat
-Będzie ciężko, ale sobie poradzimy. A tak w ogóle... Musisz  wyjeżdżać? Może twoja mama zrozumie, że wolisz pójść w aktorstwo?
-Nie wiem. Ale nie wiem również jak mogę ją zostawić samą w Londynie po tym wszystkim co przeszła.
-Macie gdzieś blisko rodzinę?
-Moi dziadkowie mieszkają w Kingston, ale to nie to samo.
-Ale chyba nie masz zamiaru spędzić swojego całego życia w Londynie...
-Oczywiście, że nie, ale tam muszę skończyć szkołę, zdać egzaminy i tam jest akademia.
-Jesteś straszenie uparta.
-A ty strasznie natarczywy.
-Wiem.- objął mnie ramieniem- Może nie wspominajmy o tym na razie. Mamy jeszcze prawie całe dwa miesiące.
-Taaak... Właśnie... Muszę ci o czymś powiedzieć.
-Tak?
-Wiem, że... Może zacznę w inny sposób... Czasem kiedy życie daje ci kopa... Albo nie, kiedy życie daje ci cytryny... Hmmm, to trochę oklepane... Gdy coś ważnego dzieje się...
-Przejdziesz do sedna?- zaśmiał się
-Kiedy życie daje ci cytryny... -nie miałam bladego pojęcia co powiedzieć- Zimno już... Wracamy?
-Dopiero co wyszliśmy, już chcesz wracać? Cały ten monolog tylko po to, żeby powiedzieć, że jest ci zimno?
-Nie... Znaczy się tak.- czasem tak trudno jest powiedzieć prawdę
Chłopak w jednej chwili zdjął swoją niebieską bluzę i naciągną ją na mnie. 
-Nie trzeba było.- zaczęłam- będzie ci zimno w samym t-shirt-cie. 
-Nie będzie.- uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów
Przez chwili szliśmy w ciszy.
Ulica wyglądała uroczo. Wszędzie podobne do siebie domki z dużymi ogrodami i basenami. Na ulicy nie było widać żadnych samochodów, a latarnie dodawały temu wszystkiemu uroku. Zazdroszczę ludziom, którzy mogą tu mieszkać.
-O czym myślisz?- zapytał tleniony
-O tym jak bardzo zazdroszczę ludziom, którzy mogą tu mieszkać. 
-Serio?
-No jasne. Tu jest tak urokliwie i pięknie.
-Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś tu zamieszkała...
Nic nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam co. Z jednej strony niby ma racje, ale z drugiej... To wszystko jest skomplikowane.
Po kolejnych minutach spaceru znaleźliśmy się w parku.
-Ścigamy się do budki z watą cukrową?- zaproponował
-Co? 
-Taki mały wyścig.
-Jaka jest nagroda?
-Zrobimy tak: jak wygram dostanę buziaka, a jak ty wygrasz to ty dostaniesz buziaka.
Zaczęłam się śmiać.
-Nie.
-Tak. Do biegu, gotowa, start!- krzyknął, a ja stałam w miejscu
Po chwili ogarnęłam co się stało i zaczęłam gonić blondyna.
-Haha, wygrałem!- powiedział gdy dobiegł do stoiska
-Niestety...
-Coś mi się chyba należy.- zrobił 'dziubek' 
-Nie-e.
-Wiesz, że niedaleko jest fontanna...
-I co w związku z tym?
-Chcesz być znowu mokra.- uśmiechnął się złośliwie
-Co to, to nie.- zachichotałam
-Może kupimy watę cukrową?
-Czy ja wiem... Raczej nie jestem wielką fanką słodkich rzeczy...- postanowiłam ograniczyć na pewien czas spożywanie cukru do zera z powodu zbyt wysokiego poziomu glukozy w moim organizmie
Ross niestety mnie nie słuchał i zdążył kupić ogromną, różową watę.
-Proszę.- skierował w moją stronę 'różową chmurkę'
-Nie dziękuję, mówiłam, że nie przepadam za watą 
-Dobrze, jak wolisz.- lekko zawiedziony wyrzucił chmurkę do śmietnika
Jeszcze chwilę spacerowaliśmy po parku, a następnie wyszliśmy na przedmieścia.
Znajdowaliśmy się na skrzyżowaniu Archwood St i Densmore Ave gdy moją uwagę przykuła wystawa sklepu z zabawkami. Zauważyłam tam lalkę łudząco podobną do tych, które dostawałam od -N. 
W tym samym momencie rozbrzmiała komórka Rossa. 
-O, to Johnny. Odbiorę, okay?
-Jasne, a ja zaraz wracam.
Skierowałam się do sklepu. Weszłam do środka u zauważyłam postać, która ubrana była w czerwony płaszcz, a na głowie miała czarny kaptur (prawdopodobnie od bluzy). W ręku miała pudełko z lalką- baletnicą, a na ladzie kładła pliki gotówki.


Oh God. Czy to... -N? Niemalże zamarłam. Szybko schowałam się za regał. 
Gdy tylko -N wyszła/szedł ze sklepu podeszłam do lady. Niestety sprzedawca udał się pewnie na zaplecze. Za ladą zobaczyłam jednak małego chłopca, który grał na konsoli.
-Hej, mały. Przepraszam.
Chłopiec spojrzał się na mnie.
-Tak?
-Ta osoba, która tu przede mną była, kupiła lalkę, tak.
-Tak, a co?
-Czy ta osoba była kobietą czy mężczyzną?
-Nie wiem.
-Aha, dzięki.- miałam już wyjść, ale mały odezwał się
-Wiem o czym rozmawiała z moim tatą.
-Twój tata to właściciel sklepu?
-Tak. Ten ktoś coś mówił o jakiejś imprezie czy balu maskowym.
-Aha, dziękuję.- nie wiele mi to powiedziało
Wyszłam ze sklepu i szybko wróciłam do Rossa, który kończył swoją rozmowę.
-John odwołał imprezę, no wiesz, z powodu Alex.
-Okay. Ross, już późno. Mógłbyś mnie odprowadzić?
-Jasne.
Do celu doszliśmy w około dwadzieścia minut.
-Dziękuję za wspaniały dzień.- powiedział przytulając mnie
-Ja też ci dziękuję. Jesteś wspaniały.
-Widzimy się jutro?
-Jasne. Może wejdziesz do środka?
-Nie, już późno, ale może jutro około dziesiątej po ciebie wpadnę i pójdziemy na plaże, czy gdzieś tam...
-W porządku.
Pożegnaliśmy się i rozeszliśmy w swoje strony. Czyli jutro Ross, o dziesiątej dowie się prawdy. Dlaczego nie powiedziałam mu wcześniej. Tak cholernie się teraz boje...
Weszłam do hotelu. Przy recepcji zobaczyłam znajomą postać.
-Jordan? Co ty tu robisz?
Dziewczyna stała przy ladzie i rozmawiała z recepcjonistką. Ubrana była w czerwony płaszczyk. Na szyi miała lekką chustkę w czarnym kolorze. W ręku trzymała dużą czarną torebkę. Jej długie blond włosy zakręcone były w delikatne fale.


-O hej! Mieszkasz tu?- nie kryła zdziwienia
-Tak. A ty co tutaj robisz?
-Moja siostra przyjechała tutaj z Miami w odwiedziny, więc postanowiła zatrzymać się w tym hotelu, ponieważ jest w centrum.
-Fajnie.- uśmiechnęłam się
-Ja już lecę, bo już późno.
-Ale przecież pani...- wtrąciła się recepcjonistka
-Już muszę iść, zapomniałam, że muszę jeszcze coś załatwić. Pa!- rzuciła uśmiechnięta w moją stronę
-Pa!
Weszłam do windy i udałam się na piętnaste piętro. Przeszłam przez hall i już po chwili byłam w apartamencie. Zamknęłam drzwi. Rozejrzałam się po mieszkaniu- Meg jeszcze nie wróciła.
Udałam się do mojego pokoju. To co tam zobaczyłam... Przeraziłam się. 
Wszystko było porozwalane, a nad półką z książkami (albo tego co z niej zostało) widniał wielki czerwony napis: 'Nosey bitches die'.


Wzięłam szybko mokry ręcznik i zaczęłam ścierać napis z ściany. Ku mojemu zdziwieniu szybko zszedł. Zabrałam się za sprzątanie. 

*godzinę później*

Po sprzątaniu położyłam się wyczerpana na łóżku i wzięłam do ręki mój telefon. Dostałam 
wiadomość od zastrzeżonego numeru. 

'Widziałaś wiadomość na ścianie?
Uważaj!
-N'

Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć.
Aby zająć czymś głowę, zaczęłam pakować pierwsze rzeczy, aby jutro mieć mniej do zrobienia.
Zastanawiało mnie jedno- kto ten ktoś ode mnie chciał?
Jak na zawołanie przyszła kolejna wiadomość, również z zastrzeżonego numeru.

'Pamiętaj, znam twój sekret!
-N'

***Rydel i Jake***

Po akcji w kawiarni młodzież postanowiła jednak wyjść z galerii.
-Może wybrałabyś się jutro ze mną wieczorem na kolacje do 'Guisados'?- zaproponował chłopak
-Z wielką chęcią! Chociaż na chwilę uwolnię się od mojego rodzeństwa.- zaśmiała się
Chłopak uniósł kąciki ust w uśmiechu.
-Takie małe pytanie...-zaczął Jake- Czy ten chłopak, który zrobił ci awanturę w Starbucks'ie to twój były?
-Że Ellington? No co ty? To mój przyjaciel. 
-Przyjaciel? Jego zachowanie wobec ciebie nie było okay.
-Tak, wiem. Zachował się fatalnie.
-A i jeszcze jedno- czy ty ich serio podsłuchiwałaś?- zachichotał cicho
-Ja?! Pfff... Nie!
-Serio? Bo to jak ukrywałaś się za kartą i podsuwałaś z krzesłem jak najbliżej nich, świadczyło o czymś innym.- uśmiechnął się
Rydel zamilkła.
-Chyba faktycznie to nie jest tylko i wyłącznie jego wina.- westchnęła- Przepraszam cię, ale chyba powinnam coś wyjaśnić i przede wszystkim kogoś przeprosić.
Delly zatrzymała pierwszą lepszą taksówkę i postanowiła wrócić do domu zostawiając Millera samego na środku ulicy.

***Ell i Kelly***

Para siedziała na ławce w galerii przy fontannie zajadając się lodami. 
-Kelly, dlaczego tak w ogóle postanowiłaś wrócić do L.A.?- zapytał szatyn
-Po pierwsze- chciałam być bliżej ciebie, po drugie- tu mieszka większa część mojej rodziny, to dla mnie też ważne, a po trzecie- tu się urodziłam, czuję sentyment do tego miasta. 
-Cool. A jak ci idzie remont w mieszkaniu?
-Bardzo dobrze, niedługo koniec. By the way, mam dla ciebie propozycję- jutro moi rodzice przyjeżdżają w odwiedziny. Chciałbyś się wybrać z nami na kolacje?
-Jasne!

***

Megan i Riker po skończonej kolacji udali się do kina. Cały dwugodzinny seans przebiegł zwyczajnie, więc nie ma co dużo na ten temat opowiadać.
Para postanowiła jeszcze chwilę pospacerować, a następnie rozeszli się w swoje strony.
Megan w hotelu była około godziny 11:30 p.m.
-Już się pakujesz?- zapytała brunetka wchodząc do mojego pokoju
-Tak. Im prędzej zacznę, tym szybciej skończę. 
-Nie mogę w to uwierzyć, że wyjeżdżasz.- usiadła na łóżku
-Ja też.- wrzucałam do walizki ubrania
-Jutro ciężki dzień.
-Tak, osiem godzin w samolocie. 
-Wiesz, że nie to miałam na myśli...
-Wiem. Meg, ja już sobie z tym nie radzę. usiadłam na walizce i schowałam głowę w kolanach.
-Kochana, nie martw się.- objęła mnie ramieniem
-Jeszcze nie wyjechałam, a już tęsknie. Ja nie chcę bez niego.- wybuchnęłam płaczem
-Ciii. Wierzę, że jest ci ciężko, Rozumiem co musisz teraz przechodzić. Czas leczy rany. Zobaczysz będzie dobrze. Spójrz na to z tej strony- wracasz spełniać marzenia.
-W każdym filmie, książce, gdy główny bohater spełnia marzenia, jest wesoły i pełen życia. Dlaczego ja nie umiem taka być.- pociągnęłam nosem
-Niestety, życie nie jest jak w pięknym filmie czy książce. Życie to nieustanna walka, tylko najsilniejsi przetrwają. Lecz z drugiej strony...- próbowała rozładować atmosferę- Nie traktujmy życia zbyt poważnie. I tak nie wyjdziemy z tego żywe.- zaśmiała się
Uśmiechnęłam się.
-Jak ci się układa z Rikerem?
-A ty skąd wiesz?
-Jesteś taka wesoła i nie było cię kawał czasu. Można się domyślić.
-Rik jest cudowny. Jest taki uroczy, troskliwy, opiekuńczy...
Meg ciągnęła wypowiedź, a mi z każdym wypowiedzianym przez nią słowem coraz bardziej chciał się płakać.
-To świetnie, że tak się wam cudownie układa. Pasujecie do siebie.
Nagle rozbrzmiał telefon brunetki.
-O przepraszam cię na chwilę, to Rik.
-W porządku.
Meg wyszła z pokoju, a ja wyszłam za nią. Skierowałam się do salonu. Położyłam się na kanapie. Nagle w samym rogu pomieszczenia zauważyłam pianino. Nawet nie miałam pojęcia, że ono przez cały czas tam było.
Usiadłam przy nim i chciałam poradzić sobie z problemem tak jak gwiazdy w tych wszystkich musicalach- zaczęłam śpiewać.

I looked in the rearview mirror and
It seemed to make a lot more sense
That what I see ahead of us, ahead of us
I'm ready to make that turn
Before we both crash and burn
Cause I can be the death of us, baby

You know how to drive in rain
You decided not to make a change.
Stuck in the same old lane
Going the wrong way home.

I feel like my heart is stuck
In bumper to bumper
Traffic, I'm under pressure
Cause I can't have you the way that I want
Let's just go back to the way it was

When we were on Honeymoon Avenue
Honeymoon Avenue
Baby, coastin' like crazy 
Can we get back to the way it was

Hey, what happened to the butterfiles
Guess they encountered that stop sign
And my heart is at yellow light, a yellow light
Hey, right when I think that we found it,
Well, that's when we start turning ariund
You're saying baby don't worry
But we're still going the wrong baby

You know how to drive in rain
You decided not to make a change.
Stuck in the same old lane
Going the wrong way home.

I feel like my heart is stuck
In bumper to bumper
Traffic, I'm under pressure
Cause I can't have you the way that I want
Let's just go back to the way it was

When we were on Honeymoon Avenue
Honeymoon Avenue
Baby, coastin' like crazy 
Can we get back to the way it was

They say only fools fall in love
Well, they must 've been talking about us
Sometimes I feel like
I've been here before
I could be wrong, but I know I'm right
Think I'm in love
Honey I know
We can find our way home

I feel like my heart is stuck
In bumper to bumper
Traffic, I'm under pressure
Cause I can't have you the way that I want
Let's just go back to the way it was

When we were on Honeymoon Avenue
Honeymoon Avenue
Baby, coastin' like crazy 
Can we get back to the way it was

When we were on Honeymoon Avenue
Honeymoon Avenue
Baby, coastin' like crazy 
Can we get back to the way it was


Taaa... Wcale nie czułam się lepiej- wręcz przeciwnie.
Wróciłam do pokoju. Wszystko już prawie spakowane. Postanowiłam położyć się spać.  
Jutro ciężki dzień.

*Ranek*

Obudziłam się o godzinie ósmej dwadzieścia. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, umalowałam się i ubrałam się w białą sukienkę przyzdobiną małymi niebieskimi kwiatkami. Włosy związałam w pół kucyka. 
Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Jeszcze musiałam kończyć pakowanie. Przy zbieraniu kosmetyków zwróciłam uwagę na bluzę Rossa, którą mi wczoraj dał. Uśmiechnęłam się na myśl o wczorajszym spacerze. Moja radość niestety zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
'To już nigdy nie wróci'- przebiegło mi przez myśl.
Chwyciłam błękitną bluzę.
-'I ain't no Superman, but I can change your world..'- zanuciłam
Bluza pachniała zupełnie jak Ross- wanilia mięta.
Wrzuciłam ją do torebki. Oddam mu jak będzie już pod hotelem.
-Nie mogę uwierzyć, że już dzisiaj wracasz.- powiedziała Meg wchodząc do mojego pokoju- Będę tak strasznie tęsknić!
-Ja też!-przytuliłyśmy się- Za dwa miesiące widzimy się z powrotem.
-Tak. Nudno będzie bez ciebie. Żegnałaś się już z Lynch'ami?
-Jeszcze nie i mam do ciebie i mam prośbę- mogłabyś im powiedzieć, żeby przyjechali na lotnisko?
-Tak, już dzwonię.
Dziewczyna wyszła z pokoju, a ja kontynuowałam wcześniejszą czynność. Prawie wszystko już miałam w walizkach.  Została ostatnia rzecz- pozytywka od Alex. Chwyciłam w dłonie porcelanową laleczkę i zapakowałam ją do pudełka. To jest jedyna pamiątka, która mi po niej została. Wsadziłam pudełko na samo dno walizki. Ready.
Nagle do pokoju wszedł jak zwykle uśmiechnięty Ross. Szybko zerknęłam na zegarek- 10:15 a.m.
-Cześć ko... Dlaczego jesteś spakowana?
No to się zaczyna. Chwila, której najbardziej się obawiałam. 
-Hej Ross. Ja... - dobra, teraz prawda i tylko prawda, wszystko będzie okay... Kogo ja oszukuję, nic już nie będzie dobrze- Dostałam stypendium w szkole baletowej. 
-Wow! Serio?! To niesamowicie! Jestem z ciebie dumny!- podniósł mnie i okręcił wokół własnej osi
-Nie, ty nie rozumiesz.- oczy mi się zaszkliły, a głos stał się drżący 
-Nie rozumiem?
-Ja wyjeżdżam.
Chłopak zamilkł. Jego entuzjazm zgasł.
-J-Jak to wyjeżdżasz?- wydusił z siebie po chwili
-Wracam do Londynu...
-Co?! Kiedy?!
-Dzisiaj. Dokładniej za jakieś półtorej godziny.- po moim policzku spłynęła łza
-I dopiero teraz mi to mówisz?!- blondyn nie krył swojego oburzenia
-Tak, ale...
-Co ty sobie w ogóle myślałaś?! No hello, może ja też mam uczucia?! Teraz mnie zostawisz? Tak? 
Stałam cicho. Łzy leciały już niekontrolowanie.
-No dalej, odpowiedz!
-Ross, proszę Cię...- głos mi się całkiem załamał
-Ty nie rozumiesz? Ja cię kocham! A ty bawisz się mną i zostawiasz. To podłe! Było mi powiedzieć jeszcze później... Albo wcale...- trzasnął drzwiami i wyszedł z apartamentu 
Rzuciłam się na łóżko. Odechciało mi się żyć.

*** -N ***

Czas się trochę zrelaksować...



***

Jak już się trochę uspokoiłam, postanowiłam udać się na lotnisko. Już najwyższy czas.
-Megan?
-Tak?- zapytała dziewczyna wychodząc z kuchni
-Już na mnie pora.
Dziewczyna głęboko westchnęła. 
-Zamówię taksówkę.
Pół godziny później byliśmy już w LAX'ie.
-Mam dla ciebie niespodziankę.- powiedziała gdy byliśmy już we wnętrzu budynku lotniska
Ku moim oczom ukazali się Rocky, Riker, Ellington, Rydel i Kelly. Nie było z nimi Rossa.
Nic nie mówiliśmy. Zrobiliśmy po prostu grupowy uścisk.
-Mała, nawet nie wiesz jak będzie nam cię brakowało.- powiedział Rocky
-Tak strasznie będę tęsknić.- mówiła Rydel ze łzami spływającymi jej po policzkach
Przytuliłam przyjaciółkę.
-Ja też.-  rzekłam po chwili
-Ja też chcę!- powiedział najstarszy Lynch wysuwając ramiona w moją stronę.
Uścisnęłam przyjaciela, następnie Kelly, Ellingtona i Meg. Został Rocky. 
-Dziękuje.-skierowałam do szatyna
-Za co?
-Za wszystko.
Brązowooki uśmiechnął się i przytulił mnie.
-Jeszcze nie wyjechałaś, a ja już tęsknie.
Nic nie odpowiedziałam tylko uścisnęłam go mocniej.
Przez kolejne dziesięć minut żegnaliśmy się. Nagle usłyszałam komunikat, który wzywał do udania się do stanowiska odprawy.
Przyjaciel wyszli z lotniska. Pomachałam im jeszcze przez szybę. 
Otarłam łzy z policzków. Czas wracać. 
Skierowałam się do wyznaczonego miejsca, gdy nagle usłyszałam znajomy głos.
-Mackenzie! Poczekaj!- Ross
Rzuciliśmy się na siebie z uściskiem. Blondyn nieoczekiwanie wpił we mnie usta. 
Trwaliśmy tak może minutę, dwie? Sama nie wiem. Czułam jakby czas się zatrzymał.
-Przepraszam! Przepraszam cię za wszystko.- zaczął 
-Ja też, powinnam ci powiedzieć wcześniej.- nadal trwaliśmy w uścisku
-Tak strasznie cię kocham.
-Ja ciebie też.- łzy wróciły
Powtórny komunikat.
-Ross... Muszę już iść. 
-Wiem... Ale... Ale co z nami?
-Najlepiej będzie jak, wiesz, rozstaniemy się.
-Nie! Będę na ciebie czekał! Obiecuję.
-To jest obietnica bez pokrycia. Ross, ja nie wiem czy kiedyś wrócę do Los Angeles. Nie możesz czekać przez wieczność.
-Ale my przetrwamy! Przetrwamy próbę czasu. 
-Związki na odległość to nie jest dobry pomysł. Najlepiej będzie, i dla mnie, i dla ciebie, jeśli to już będzie koniec.
Ross zdjął ze swojej szyi naszyjnik z małym kluczykiem.
-Co to jest?
-Klucz do mojego serca.- zawiesił go na mojej szyi
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
Brązowooki pocałował mnie jeszcze raz. 
Oderwaliśmy się od siebie, a ja ruszyłam w stronę odprawy. Rzuciłam mu tylko blady uśmiech przez ramię.
Na mnie już pora.
To koniec. 
Czas zacząć nowe życie.

~~~
A więc to już koniec.



























Pewnej części w opowiadaniu.
Dziękuję Wam! Za to, że czytacie, komentujecie. Za to, że mnie wspieracie i, że codziennie jest tyle wejść.♥
Ten rozdział pisałam ze łzami w oczach i wsłuchując się w Say with me i Say You'll stay  na przemian.
Ja... Nie wiem po prostu co mam powiedzieć. Teraz zaczyna się nowy etap w  życiu naszych bohaterów i... Ja  nie wiem naprawdę co pisać, co... Lepiej jak już nic nie będę mówiła. Powiem tylko - Dziękuję, kocham Was♥

'Say can you read between the lines I'm singin'... ♥'











16 komentarzy:

  1. naprawdę musisz mi to robić? :'(
    widzisz?! popłakałam się...
    nie wiem nawet co mam Ci napisać
    mam mętlik w głowie..
    ten rozdział był taki dhjknj i taki aaawwe i wgl :3
    Meg i Riker są razem przesłodcy :3
    i biedna Delly..
    i Ross i Mack...tak mi ich szkoda ;c
    nie no ja chcę już teraz nexta!!!
    życzę weny i pozdrawiam <5
    P.S. u mnie jest już nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję z komentarz <3 <3 się wzruszyłam czytając komentarze :') 😊😏
      Nexty u Ciebie już czytałam. W najbliższym czasie postaram się skomenować.
      Pozdrawiam <5<5

      Usuń
  2. Rozdział wspaniały! :') To nie może być koniec!!! :"( Płacze :"( My tez cie kochamy! <3/Bella ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Baaaardzo dziękuję! <5 jeszcze nie koniec :) może... Hmmm... Nowy start😊
      <5

      Usuń
  3. No i się płakałam... Ale w sumie to nic dziwnego bo ja wiecznie beczę :)

    Ross i Mack... ;(


    Okay, dawaj szybko NEXT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww... Dziękuję! <3 next już jest, a R25 dodam jak będzie 15 komentarzy😊 :)
      <5

      Usuń
  4. tak, ja i mój brat jesteśmy przykładem tego że rodzeństwo może się dogadać hahaha, dzięki tobie sobie uświadomiłam że jestem bezuczuciową suką, bo chyba jako jedyna nie płakałam na twoimi rozdziale, nieważne...
    rozdział świetny, czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Ja jestem jedynaczką i chyba jeszcze nigdy nie spotkałam rodzeństwa, które by się dobrze dogadywało :D
      Bezuczuciową suką? Chyba trochę za mocne słowa.;)
      Dziękuję za komentarz ;* ;*

      Usuń
  5. Ku*wa <3 Normalnie ryczę :( Nie rób nam tego.. To nie może być koniec :* Czekam na naxt.. Mam nadzieję, że będzie szybko.. :D Też cie kocham <33 / Bubau

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yaay<3 <3 Tak bardzo dziękuję! Ily2 💟💟
      Pozdrawiam:3

      Usuń
  6. O matko! Kocham twojego bloga,rodziały,po prostu wszystko <3
    Ja też miałam łzy w oczach.
    Jestem ciekawa jak potoczy się ich los.
    Czekam *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju, jak mi miło -<3 <3
      Tak bardzo dziękuję!
      Thaaaank U :* 💟

      Usuń
  7. Iggy... Normalnie płakałam! To takie smutne. Dlaczego rozwaliłaś związek Mack i Rossa? :,[
    Jesteś niesamowita! <33
    Dawaj szybko kolejną część <33 / Nancy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam.. Jakoś tak wyszło... ;D
      Rozdział postaram się dodać jak naszybciej ;) 🆒
      Nanny<3 <3
      Dziękuję za komentarz :3 :3

      Usuń
  8. Dwaj kolekne części. Płakałam jak to czytałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, bardzo dziękuje:3 R25 postaram dać jak najszybciej ;) 😊

      Usuń