czwartek, 27 listopada 2014

24. 'Told you I was coming, sorry it took so long, I was on the first flight home, I was on the first flight home...'

'Pasażerowie rejsu numer 026 do Londynu proszeni są do stanowiska odprawy'- usłyszałam kolejny komunikat. Ruszyłam w kierunku stanowiska z biletami. Kolejka była ogromna, więc postanowiła usiąść na ławce i poczekać. Obejrzałam się za siebie. Liczyłam na to, że jeszcze raz zobaczę Rossa, ale blondyn zniknął w tłumie ludzi. Czułam się okropnie, jakby ktoś przejechał mnie czołgiem.
Kolejka się zmniejszyła, więc postanowiłam pójść zdać bagaż i odebrać bilet. Postawiłam bagaż na podeście i podałam paszport.
-Przepraszam, ale ma pani za ciężki bagaż.- odezwała się pracownica lotniska zza stanowiska
Zerknęłam na licznik- 37 kg.
-Przecież to tylko pięć kilo! Poza tym to jeden bagaż, a nie dwa. 
-No właśnie, jeden. 
-Należy się 30 dolarów.
Obejrzałam się za siebie. Kolejka niecierpliwych osób zrobiła się znów duża. 
Zmroziłam asystentkę wzrokiem i podałam jej banknoty. 
-Życzę miłego lotu.- kobieta uśmiechnęła się
-Aha.- wzięłam swój bilet i paszport
Zerknęłam na świstek. Super- przesiadka w Charlotte.
Ehhh...
Skierowałam się w kierunku bramek. Wyjęłam wszystkie rzeczy z bagażu podręcznego do koszyka. Od razu podeszła do mnie urzędniczka. 
-Przepraszam, ale do samolotu nie można wnosić własnych napojów. 
Dlaczego wszyscy się mnie dziś czepiają?!
Wyrzuciłam butelki, przeszłam przez bramkę, spakowałam rzeczy i ruszyłam w kierunku sklepów lotniskowych. 

Długo chodziłam po sklepach bez celu. Po pewnym czasie kupiłam tylko butelkę wody, perfumy Mademoiselle i książkę 'Nigdy i Na Zawsze'.
Gdy skończyłam zakupy skierowałam się pod odpowiednie wejście. Do odlotu została godzina. Usiadłam i włożyłam słuchawki w uszy. Nagle usłyszałam znajomy głos.
-Mack?- odezwała się osoba siedząca obok mnie- Co ty tu robisz?
-John. Wracam do domu, nie widać?- odparłam obojętnie
-A ja lecę do Londynu. Muszę trochę odpocząć przed zdjęciami. Dostałem nową rolę.
Aha, jakby kogoś to interesowało...
-Słyszałem coś ciekawego...- kontynuował- Podobno rozstałaś się z Rossem.- przysunął się i objął mnie ramieniem
-Skąd to wiesz?- odsunęłam się najdalej jak to było możliwe
-Ma się te wtyki.- zaśmiał się
Kątem oka zobaczyłam, że rękaw już podjechał, a pracownik odpiął taśmę. Podbiegłam szybko do stanowiska. Podałam bilet i paszport, i weszłam do samolotu. Zajęłam odpowiednie miejsce. Całe szczęście siedzenie obok mnie było wolne. Po pół godziny usłyszałam komunikat jednego z pilotów:
-Przygotowujemy się do startu, prosimy zapiąć pasy.
Po około dwudziestu minutach żelazny ptak wzbił się w przestworza.
Goodbye L.A.

***Ross's P.O.V.***

Po wyjściu z lotniska, postanowiłem wrócić do domu pieszo. Nie obchodziło mnie, że do domu miałem 3 mile. Musiałem wszystko przemyśleć. Czułem się beznadziejnie. Byłem zły, zdenerwowany, smutny... Tak, wiem, nie umiem mówić o uczuciach. Wyobraźcie sobie jakbyście się czuli gdyby osoba, którą kochacie odeszła od was z dnia na dzień.
Wyjąłem z kieszeni iPhone'a i wystukałem numer Mackenzie.
-Numer poza zasięgiem sieci, proszę spróbować później.
Cool.
Wyłączyłem telefon. 
Chyba to znak, że.. Że trzeba już zapomnieć.
Skierowałem swoje kroki do 'Bootsy Bellows'.
Gdy tylko wszedłem do środka przytłoczyła mnie atmosfera typowo klubowa. Klub był strasznie zatłoczony. Uderzył mnie mocny zapach alkoholu, dymu papierosowego i Bóg wie czego jeszcze.
Usiadłem na wysokim krześle przy barze.
-Co podać?- zapytał uśmiechnięty kelner
-Nie wiem, Cokolwiek, byle coś mocnego.
-Widzę, że ktoś przeżywa kryzys w życiu.-oparł się o blat przerzucając przy tym ścierkę do wycierania stolików przez ramię
-Tsa, tak jakby.- przytaknąłem beznamiętnie
-To ja zaraz wracam.-powiedział i ruszył wzdłuż baru
Czekałem około pięciu minut na jego powrót.
-Lek na złamane serce, raz!- podstawił mi pod nos drinka 
-Ile się należy?
-Na koszt firmy. A teraz opowiadaj co cię dręczy.- barman, jak to barman, zaczął pogawędkę. Chwycił kieliszek i zaczął go energicznie wycierać.
-Dzięki.- wziąłem pierwszy łyk i zacząłem opowiadać

*kilka drinków później*

-No i mnie zostawiła, samego na tym... Ten... Lotnisku.- wziąłem kolejny łyk
Niektórzy po alkoholu nie zachowują się przyzwoicie. Ja natomiast mam się świetnie, chociaż język mi się trochę plącze... Ale to jeszcze o niczym nie świadczy
-Gościu, czuję się taki skrzywdzony...
-No stary, nie zasłużyłeś na takie traktowanie.- powiedział przecierając kolejny kieliszek
-W końcu ktoś mnie rozumie!- poklepałem barmana po ramieniu- Ta cała Mackenzie jest nic nie warta! Pfff, księżniczka za dychę. Zwykła pusta laska. Nie wiem co ja w niej widziałem. Dzięki tobie coś sobie uświadomiłem- pozbyłem się tej kuli o nogi. Wracam do gry! Woah! Ross Jersey Shor jest znów wolny!- krzyknąłem
Chciałem obrócić się dookoła na obrotowym krześle, lecz wylądowałem na ziemi.
-Shit.- próbowałem się podnieść
Po drugiej stronie baru zobaczyłem całkiem niezłe laski, które mnie obczajały.
Wstałem z podłogi i chwiejnym krokiem do nich podszedłem.
-No siemka śliczne.- powiedziałem poprawiając włosy
-Hej.- powiedziały równocześnie
Uśmiechy nie schodziły im z twarzy. Nie dziwię się, w końcu jestem Ross Lynch!
-Skąd jesteście, hę?- zapytałem siadając między nimi, obejmując je ramionami
-Northridge.- odpowiedziała blondynka trzepocząc długimi rzęsami
-No to fajnie.- spuściłem wzrok z jej oczu na część ciała znajdującą się niżej. Przygryzłem dolną wargę.
Brunetka siedząca po mojej prawej stronie wpakowała mi się na kolana i wpiła we mnie usta. Byłem zdziwiony, ale nie żeby mi to przeszkadzało...
-A co tu tutaj robisz?- zapytała odrywając się ode mnie
-Przyszedłem się trochę zabawić.
-A więc chodźmy.- pociągnęły mnie na parkiet

*end of Ross's P.O.V.*

***Rocky***

Rocky siedział na balkonie i patrzył na ogród. Califronia.... 
Mack wraca do siebie, więc wszystko już wróci do normy. Chociaż... Nicole.

*flashback*

-Widzę, że to będzie początek ciekawej znajomości...'
-Najwyraźniej.- brunet zaśmiał się
-A więc, Rocky...
-Tak to ja. Jestem znany również pod kryptonimem Muzyczny Geniusz.- oparł się o oparcie kanapy
-Więc, Muzyczny Geniuszu, co tu robisz o tak później porze?
-Chillout'uję. Chciałem przemyśleć kilka spraw. Ostatnio mi się w życiu nie układa.
-I... Przemyślałeś?
-Tak jakby... Doszedłem do pewnego wniosku.
-Tak?
-Jestem muzycznym geniuszem, który został stworzony do łapania ludzi ze sceny i komplikowania sobie życia. 
-Wniosek z serii 'Filozofia Prysznicowa'?
-Chyba tak.
Po chwili oboje wybuchnęli śmiechem.
-Było miło, ale ze względu na porę muszę się zbierać.- rozejrzała się dookoła, chwyciła białą serwetkę, a z torebki wyjęła czerwoną szminkę. Nabazgrała coś na niej i wcisnęła szatynowi w rękę. 
-Zadzwoń czasem.- uśmiechnęła się przez ramię

*end of flashback*


Rocky'emu kąciki ust uniosły się w uśmiechu na myśl o tym wspomnieniu. Chłopak sięgnął do kieszeni po serwetkę. 
-Mam!- powiedział sam do siebie i wybrał numer do brązowookiej
-Słucham?- usłyszał jej głos. Czuł, że nogi mu mięknął. Spanikował.
-Tak. Nie! Nie wiem!- wykrzyczał do słuchawki i się rozłączył
'Boże! Człowieku, co ty odwalasz?!'- pomyślał i zrobił facepalm
Nigdy tak się nie zachowywał w towarzystwie dziewczyny. Chyba, że przy Alex... Albo Mack. Nie nie oto w tym chodzi...
Chwycił szklankę z wodą i chlusnął sobie w twarz. 
-Ochłonąłem, teraz jeszcze raz.
Chłopak ponownie wybrał numer.
-Rocky, czy to ty?- odezwała się Nicki
-T-tak. Może zechciałabyś się wybrać na kawę?
-Tak. Nie! Nie wiem!- zaśmiałaś się w prost do słuchawki
Lynch poczuł, że się czerwieni.
-Oczywiście, że tak!- kontynuowała- Czyli za pół godziny w Starbucksie?
-Okay.
-Do zobaczenia!
-Do zobaczenia!
Rocky rozłączył się. Nabrał powietrza w płuca i powoli wypuścił. Cieszył się jak dziecko.
-I need a coffee, you are a Starbucks, a Starbucks...

***-N***


Money, money money!


***


Jake czekał na Rydel przed 'Guisados'. W końcu zobaczył blondynkę idącą w jego stronę. 
-Hej Delly!- pomachał w jej kierunku
-O, cześć!- szeroko się uśmiechnęła
Ubrana była w jasnoróżową sukienkę do połowy ud i srebrne szpilki.
-Pięknie wyglądasz.- posumował ją Miller- Wchodzimy?
-Jasne.

***

Kelly i Ellington weszli do restauracji, w której mieli zjeść kolacje. 
-Przepraszam cię, ale moi rodzice jednak nie dadzą rady przyjechać.- powiedziała brunetka
-To wielka szkoda, ale kolacje możemy zjeść. Jestem strasznie głodny.
-Okay.- zachichotała 
Para weszła do wnętrza restauracji i podeszła do konsjerża.
-Witam, rezerwacja na nazwisko Voosen.- powiedział brunet
-Dzień dobry.- odpowiedział mężczyzna- Voosen, Voosen...- konsjerż zaczął przeglądać kartki z rezerwacjami na swoim podium
Po chwili w restauracji pojawili się Rydel i Jake.
-Tak to ja. 

-No nie wierzę...- powiedziała blondynka- Co ty tu robisz?!- skierowała do Ellingtona
-Chcę zjeść W SPOKOJU kolację.
-Przepraszam, ale nie widzę rezerwacji na nazwisko Voosen. Ostatnia z dzisiejszych rezerwacji jest na nazwisko Lynch-Ratliff. Czy któreś z państwa to Lynch-Ratliff?
-Ja jestem Lynch.- odezwała się lekko poirytowana Delly
-A ja Ratliff.
-Oh, maladroitement...- powiedział po francusku- Musiała zajść jakaś pomyłka. Obecnie dostępny jest tylko jeden trzyosobowy stolik. W ramach rekompensaty proponujemy Państwu darmowy deser.
Młodzież ruszyła do stolika. Miejsca siedzące zajęli Rydel, Kelly i Jake.
-No świetnie.- mruknął pod nosem Rat
Chwycił krzesło od innego stolika i podstawił je dla siebie. Niestety, nie zauważył on, że na tym krześle ktoś chciał usiąść. Gość restauracji wylądował na ziemi.
Ratliff usiadł na dostawionym krześle.
-A więc...- Kelly próbowała zacząć rozmowę
-A więc...- ciągnął Jake
-A więc...- dodał Ell
-Widzę, że to raczej nie ma sensu.- Rydel wstała od stolika- Ell, możemy pogadać?
-Przecież rozmawiamy.
-Na osobności...
Rydel i Ellington wyszli do ogrodu przed restauracją. Usiedli na ławce.
-Dlaczego jesteś taki oschły w stosunku do mnie?- zapytała
-Nie jestem. To ty masz ciągle pretensje.- wzruszył ramionami
-Nieprawda! Kiedyś byliśmy przyjaciółmi, a teraz nie dogadujemy się najlepiej...
-Zgadzam się...
-Co ty na to żeby zacząć od nowa. Puścić wszystkie kłótnie w niepamięć?
-Witam, jestem Ellington Ratliff, a ty?- wyciągnął w stronę blondynki prawą dłóń
-Oh Elluś.- zaśmiała się
Przyjaciele na znak 'pokoju' przytulili się.

***

Rocky szedł w stronę Starbucks, gdy otrzymał telefon od Nicole.
-Hej Rocky!- odezwała się brunetka
-Hej Nicky, co tam?
-W porządku. Moglibyśmy spotkać się jednak w 'Bootsy Bellows'?
-Nie ma sprawy, ale na pewno chcesz tam iść.
-Jasne, czemu nie. Na kawę jest już raczej za późno,a ja mam ochotę potańczyć.- zachichotała
-Okay, zaraz będę.
-To do zobaczenia.
Brunet zawrócił i udał się w kierunku klubu. 
Po piętnastu minutach doszedł na miejsce, Przed wejściem stała Nicole. 
-Hej.- przywitał dziewczynę uściskiem
-Cześć!- posłała mu szeroki uśmiech, a następnie weszli do klubu
Znajomi podeszli do baru. 
-Może chcesz coś... Czy to jest Ross?!- wskazał z niedowierzaniem na blondyna tańczącego między jakimiś dziewczynami z butelką whisky w ręku.- Oh my God...

***

Rik i Meg spacerowali po mieście. Szli główną ulicą gdy zobaczyli Susan wychodzącą z 'H. Cobb, Guns 'n' Ammo'. 
Dziewczyna miała na sobie lekką czerwoną kurteczkę i czarną sukienkę. Na nosie miała okulary przeciwsłoneczne, a w dłoni trzymała laskę, która pomagała się jej przemieszczać- w końcu była niewidoma.
-Sus?- zapytała Meg
-Megan? To ty, tak?
-Tak, to ja. Co tam słychać. Jak sobie radzisz?
-Całkiem nieźle. A co tam u was słychać?
-Słyszałam newsa, gratuluję! Życzę, żeby wam się układało jak najlepiej!
-Dziękujemy.- uśmiechnęła się brunetka
-By the way, za trzy tygodnie przeprowadzony zostanie zabieg, który może przywrócić mi wzrok!
-Serio?! Niesamowicie!
Konwersacje przerwał dzwonek telefonu Rikera.
-Houston, mamy problem, duży problem!
-Rocky, co się stało? Co znów podpaliłeś?
-Tym razem ja nic nie zrobiłem!
-Czyli Ratliff...
-Czemu zawsze wszystkie oskarżenia padają na Rockliff'a?!
-Chyba sam możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie..
-Fakt. Whatever. Musisz szybko przyjść do 'Bootsy Bellows'!
-Co? Dlaczego?
-Chodzi tu o Rossa. Rik, błagam pospiesz się!
-Dobra, jestem dwie przecznice dalej, zaraz będę.
-Okay.
Blondyn rozłączył się.
-Chodź.- pociągnął Meg za rękę
Po kwadransie byli przy wejściu do klubu. Gdy tylko weszli Riker'owi rzucił się w oczy 'dziko' tańczący Ross i Rocky, który próbował go uspokoić. 
-Ross, do jasnej cholery, ile ty masz lat?- brunet zaczął tracić zimną krew.
-Sz-szesnacie. Nie, czekaj... siedemnaście?
Widać było, że tleniony jest nieźle wstawiony. 
Najstarszy stał w wielkim szoku. Pierwszy raz widział brata w takiej sytuacji. Po chwili interweniował. 
-Ross! Wracamy do domu! Natychmiast!
-Staaaary, noc jeszcze młoda, a impreza dopiero się rozkręca!- wziął kolejny łyk alkoholu z butelki
-Jesteś kompletnie pijany!
-Pffff... Ja?! Nie... Wydaje ci się...- powiedział zataczając się
-Oczywiście...
Bracia wspólnymi siłami wyciągnęli najmłodszego z klubu. Za nimi wyszła Meg.
Rocky obejrzał się w celu znalezienia Nicole, ale dziewczyna zniknęła mu z pola widzenia.
-HOT DAMN IT! YOUR BOOTY LIKE TWO PLANETS! WOAH I CAN'T STAND IT! YOU KNOW WHAT TO DO WITH THAT BIG FAT BUTT! WIGGLE WIGGLE WIGGLE!- Ross śpiewał/ darł się tak głośno, że ludzie zaczęli się dziwnie na niego patrzeć
-Ross, zamknij się. - skierował lekko zażenowany Rik
Lynch'owie zapakowali najmłodszego do auta.
-What do they make dreams for, when you got them jeans on, what do we need steam for. You're the hottest bitch in this place!- młody kontynuował swój koncert- I feel so luck, hey hey hey, you wanna hug me, hey hey hey, what rhymes with hug me?
-Stary, wiesz, że uwielbiam tę piosenkę, ale możesz już skończyć.- powiedział brązowooki wyjeżdżając na ulicę
-What rhymes with hug me...- zamyślił się tleniony
-Co my teraz z nim zrobimy?- zapytała szeptem Meg- Jest w opłakanym stanie
-Zamkniemy go w pokoju i nie wypuścimy dopóki nie wytrzeźwieje
Megan westchnęła.
-Wiem! Fuck me!- wydarł się po chwili
Dziewczyna zrobiła facepalm.
-But he can love you and touch you until You go oh.- blondyn nie dawał za wygraną 
-You keep on tryin' to hide it, but we both know, oh...- dołączył się Rocky
-HE CAN FUCK YOU GOOD BUT I CAN FUCK YOU BETTER, BETTER, BETTER, BETTER!- zaśpiewali wspólnie
-Rocky, bracie, nie pomagasz.
-Sorry.
Nareszcie, znaleźli się pod domem. 
Rodzeństwo wyciągnęło Rossa z samochodu i zaczęli prowadzić go do domu.
-We went from nothing to something, from liking to loving, it was you and me against the world, but now we're just fuckin'!
-To będzie ciężka noc...

~~~
Hej!
Po długiej nieobecności (mojej najdłuższej jak dotychczas) przybywam z rozdziałem w wersji light ;)
Po tym jak wysłałam Mack z powrotem do Londynu, miałam małego bloka...
Rozdział istna katastrofa, ale to żadna nowość.
Ostatnio zapomniałam o wątku Rocky'ego (przepraszam <3 <3 <3), więc zrobiłam to teraz w formie flashback'u.
A więc mamy tu Mackenzie z poczuciem winy, Rossa, który nie radzi sobie z problemami, 2 zakochane pary, Jake i Rydel, i ich nową znajomość, Rocky'ego i Nicky, i Sus, która ma szanse na odzyskanie wzroku. A! i oczywiście nasze kochane -N! Widać, że temu komuś się powodzi ;)
No nic, nie wiem co mam napisać... 
Na poprzednie komentarze postaram się odpowiedzieć do końca tygodnia :)

DZISIAJ JEST CZWARTY CZWARTEK LISTOPADA, WIĘC CHCIAŁABYM ZŁOŻYĆ WAM SERDECZNE ŻYCZENIA Z OKAZJI ŚWIĘTA DZIĘKCZYNIENIA!
TUTAJ DZIĘKUJĘ, ŻE MAM TAKICH WSPANIAŁYCH CZYTELNIKÓW I OSOBY, KTÓRE MNIE WSPIERAJĄ. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE WEJŚCIA I KOMENTARZE!
HAPPY THANKSGIVING! ♥

Much love ♥

15 KOMENTARZY = NEXT







14 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle boski, Czytam każdy twój rozdział i każdy jest boski. Pisz szybciutko nexta bo ja tu czekam <3
    zapraszam cie też do mnie czytałaś mojego bloga bo komentowałaś, ale ja niestety od sierpnia nie pisałam z problemów osoboistych ale właśnie wróciłam i jest nowy rozdział jak masz ochote to zapraszam

    http://historia-nie-z-tej-ziemi-r5.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko i córko!
    Pijany Ross!
    Powiem szczerze, ze ja jakos nie chce zeby byla taki upity w trzy dupy w realu...
    A co do picia. Wczoraj u mnie w szkole byla dyskoteka na 17 i bylo spoko, dopoki o 18 nie przyszla taka ujebana banda. Byli tak nachlani, ze jeden chlopak mlodszy ode mnie o rok lizal sciane a potem mial bardzo bliskie spotkanie z chodnikiem przed szkola ktora tez liznał. Gosz. Do tego moj kolega z klasy mial 0.3 promila i tak sie zataczal ze nie wyrabialam.
    Ja tam nie lubie alkoholu i nigdy nie bede sie upijała. Taka tam dygresja, haha.
    Co do rozdzialu. Mialam ochote przypierdolnac Rossowi za to co powiedzial o swojej dziewczynie. Ty ją kochasz łosiu tleniony!
    A co do Rydellington...bez komentarza.
    Czekam na next kochana ;**
    ~Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Nicky..-N....czy tylko ja zauważyłam tą analogię? i dlaczego tak nagle chciała zmienić miejsce? a później zniknęła...
    oj Ross debilu ;-; współczuję Twoim bracią ;-;
    Rydellington...heh, co tu mam dodać?
    rozdział był świetny!!! ;)
    masz wielki talent i umiesz go wykorzystać :D
    czekam na nexta ;)
    pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam, czekałam i się doczekałam :)
    Pijany Ross hahahaha :D
    Jednak najbardziej interesuje mnie Nicky i ~N... Coś tu jest na rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. mam taką wielką ochotę napisać meeeeeega długi komentarz, ale nie w tematyce rozdziału, tylko mojego crusha, ale wiem że to nikogo nie obchodzi więc się ogarnę.
    rozdział świetny, jak zawsze
    a jeśli cho o rossa to się dziwię że oni go normalnie do domu zawieźli, takie rodzeństwo to skarb, bo ktoś inny by wywiózł takiego brata 50 kilometrów za miasto i niech wraca sam...
    jake, jake, jake kojarzy mi się tylko z tym jakiem z biasa, ale postaram się przestawić.
    czekam na next i zapraszam na nowy xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Za to co tu napisałaś, pójdę do dyrekcji, aby cię wydalili ze szkoły.:)))))))))))))))))))))))) :**
    Rozdział taki jak zawsze, czyli ujdzie:D ;*******************
    Dawaj nexta XDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ważne info!
    Zmieniłam adres bloga Be Careful About Who You Trust!
    be-careful-about-who-you-trust.blogspot.com
    ~Julia

    OdpowiedzUsuń
  8. Sprawa number one: Dlaczego wysłałaś ją do Londynu?! Ty zła kobieto! Uczuć nie masz? Wiesz, jak się teraz Rossy czuje?
    Number two: Rossy, kochanie! Starczy ci tych drinków. Masz zakaz picia nawet w święta, zrozumiano?!
    Number three: Lubię Nicole. Może dlatego, że uważam, iż Samantha Boscarino jest prześliczna i utalentowana? Taaak, pewnie dlatego xD
    Number four: Plisss, pisz troszkę krótsze te rozdziały. Zwykle czytam na telefonie i ciężko jest skomentować, jeśli rozdział jest długi, bo komentarz też musi być długi xD
    Number five: Masz mi w tej chwili powiedzieć, kim są/jest N!
    Number six: Niezręczna sytuacja Rydellington + Kelly hahahaha super!
    Number seven: Nie lubię Megan. Uczepiła się mojego męża! N, to jest czas dla ciebie, żeby się jej pozbył/ła. Będę wdzięczna :P
    Number eight: Końcówka wymiata! Nie muszę mówić, prawda? Hahahahahahahahaha Jesteś świetna :*
    Czekam na next
    xoxo
    ~Bekuś~

    OdpowiedzUsuń
  9. aaa świetny! przeczytałam dwa razy! :D zapraszam u mnie na rozdział 13.... UWAGA SPOJLER! Sel JEDNAK JEDZIE DO DENVER! ;) Czekam na następny! pozdrawiam!

    http://r5-story-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaaaaa.....wiem dlaczego nie najesz nexta.... Bo nie ma 15 komów.........Teraz rozumieem

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak będzie 15 komów to dasz nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń