sobota, 13 grudnia 2014

25. 'Turn off my phone, I got my own agenda...'

Rydel, Ellington, Kelly i Jake spędzili całkiem miło czas w restauracji. Miller i Ratliff mieli dużo wspólnych tematów, a Delly w końcu zaczęła przekonywać się do Kells. Po zjedzonej obiadokolacji Rydel i Ell wrócili do domu, a Jake i Kelly rozeszli się w swoje strony.
Przyjaciele na Labrador Street byli pomiędzy godziną jedenastą- dwunastą. Gdy tylko weszli zastali Rikera i Rocky'ego, którzy siedzieli przy stole i rozmawiali. Z góry wciąż było słychać Rossa śpiewającego niecenzuralne piosenki.
-Co mu odwala?- zapytała blondynka będąca w lekkim szoku
-Upił się.- po Riku było widać, że jest smutny i zawiedziony
-Co?! Jak to się stało?!
-Nie wiem. Znalazłem go w klubie. Był w takim stanie zanim przyszedłem.- włączył się młodszy
-Nie wierzę. Jak mogłam do tego dopuścić?- Rydel schowała twarz w dłoniach
-Delly, nie obwiniaj się.- najstarszy objął ją ramieniem- Jak już kogoś mamy obwiniać to raczej mnie. Ja jestem tutaj najstarszy, powinienem was wspierać, jakoś się wami zająć. Nie jestem dobrym starszym bratem.- westchnął
-Jesteś najlepszym starszym bratem! Poza tym jesteśmy już dorośli, a wciąż tacy nieodpowiedzialni. Wciąż popełniamy te same błędy.
-Podobno człowiek uczy się na błędach.
-Kocham cię, Riker.
-Ja ciebie też siostrzyczko.- przytulił mocniej dziewczynę
-O SHIT!- wrzasnął Ross. Na górze rozległ się hałas
-Eh, zobaczę co tam się stało.
Blondynka ruszyła kręconymi schodami na górę.
-Ross?- delikatnie uchyliła drzwi pokoju- Wszystko okay?
Nie otrzymała odpowiedzi.
-Ross, jesteś tu?
Nagle usłyszała jakieś dźwięki dochodzące z szafy. Otworzyła gwałtownie drzwiczki.
-Co ty tu robisz?!- niemalże krzyknęła otwierając closet
-Szukam Narnii.- powiedział blondyn
Dells nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać.
-Jesteś kompletnie pijany.
-Nie-e! No co ty? Ja? Pijany? Nie! Jestem trzeźwiusieńki, Frodo!- powiedział wychodząc z szafy- A teraz chodźmy zniszczyć ten pierścień.- powiedział podając dziewczynie żółtą skarpetkę
-Nie Ross, ty nie jesteś Władcą Pierścieni, jesteśmy w Los Angeles i idziemy teraz spać, ponieważ jest już późno.
Wepchnęła tlenionego do łóżka i nakryła kołdrą.
-Dobranoc!- zamknęła drzwi i wyszła z pokoju

*Rydel's P.O.V.*

Ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam puchowy ręcznik i poszłam do łazienki. Zmyłam makijaż i weszłam pod prysznic. Po około piętnastu minutach przebrałam się w piżamę, a włosy związałam w kucyk. Położyłam się do łóżka, a kołdrą nakryłam się po sam czubek głowy. Czułam się winna za to, co się stało z Rossem. Nie jestem dobrą siostrą. Powinnam zaopiekować się młodszym rodzeństwem, nawet gdy jest pełnoletnie.
Z szafki nocnej obok łóżka wyjęłam słuchawki. Włączyłam mieszanie utworów w odtwarzaczu. Pierwsza piosenka,  która rozbrzmiała to 'I Feel Like Dancin''- All Time Low. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przypomniały mi się stare, dobre czasy, gdy jeszcze nie byliśmy aż tak sławni.
'I Feel Like Dancin'' pierwszy raz zagraliśmy na koncercie w Fernando Valley. Ubrani na niebiesko zatrzęśliśmy całą ulicą.
Po dłuższej chwili usnęłam.

*End of Rydel's P.O.V.*

***

***Ross's P.O.V.***

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Jakby ktoś mi jeździł młotem pneumatycznym w środku. Najgorsze jest to, że nic nie pamiętam. Wiem tylko tyle, że byłem w 'Bootsy Bellows'. Dalej film mi się urwał. Chwyciłem swój telefon. Godzina dwunasta piętnaście.
Po raz kolejny wybrałem numer Mack. 
-Wybrany numer jest poza zasięgiem sieci. Proszę spróbować ponownie.
Ehh. 
Próbowałem podnieść się z łóżka, lecz zakręciło mi się w głowie i wylądowałem na ziemi.
-Moje życie to komedia pomyłek.- jęknąłem. Leżałem w pozycji face-to-face z panelami
Usłyszałem ciche pukanie.
-Ross, jesteś tu?- Rydel.
-Nie.- powiedziałem nie podnosząc się z podłogi
-Oh braciszku, jak się czujesz?
-Masakra. Bardzo wczoraj narozrabiałem?
-Trooooochę... Alkohol chyba nie jest dla ciebie.
-Yhy.
-Pamiętasz w ogóle coś z wczorajszego wieczoru?
-Nie. Wiem tylko, że byłem w tamtym klubie. Wypiłem 3-4 drinki, a potem już nic nie pamiętam.
-Wiesz, że zachowałeś się bardzo nieodpowiedzialnie?
-Zdaję sobie z tego sprawę.
Nagle rozbrzmiał mój telefon. Podniosłem się jak poparzony, lecz odrzuciłem go z powrotem na bok gdy zauważyłem, że to tylko numer Johnnego.
-Kto to?
-Nie Mack.
-Oh.- mruknęła cicho- Dzwoniłeś do niej?
-Tak.
-Ile razy?
-Dwa...
-Dwa?
-Dwadzieścia dwa...
-Rossy... Chyba trochę przesadziłeś.
-No ale.. Ale...- nie umiałem dobrać słów
-A przynajmniej odebrała?
-Nie...
-A więc to może jakiś znak?
-Znak?
-Znak, że może już pora ją sobie odpuścić.
-Ale ja ją kocham!- opadłem na łóżko
-Jeśli ją kochasz to pozwól jej odejść. Jeśli wróci to będzie twoja, a jeśli nie, to nigdy nie była.
-Tsa, chyba, że wróci do domu i dostanie fajne miejsce w lansiarskiej szkole dla ważniaków.
Dells westchnęła.
-Wiem, że jest ci teraz ciężko, ale pomyśl o niej- ma szansę rozwinąć skrzydła. pokazać się światu. Taką postawą jej nie wspierasz. Nawet można powiedzieć, że próbujesz wzbudzić w niej poczucie winy. Poza tym, pamiętaj- czas leczy rany.- pogłaskała mnie po włosach
Nic nie odpowiedziałem.
-By the way, dziś rano dzwoniła Susan. Jutro pogrzeb Alex, a za jakieś dwa- trzy dni planujemy jechać do Meksyku. Zabieramy ze sobą Rylanda i Savannah. Wrócili wczoraj z San Francisco.
-Cool.
-To ja już zostawiam cię samego.
Blondynka wyszła z pokoju.

*end of Ross's P.O.V.*

***
Charlotte.
Pierwsza część lotu (nie licząc dwugodzinnego opóźnienia spowodowanego pomyłkowym skierowaniem naszego samolotu do Atlanty) przebiegła spokojnie. Po wyjściu z blaszanego ptaka skierowałam się do terminalu. Na szczęście mój bagaż był jednym z pierwszych, więc nie musiałam długo czekać. Miałam dla siebie pół godziny. Włączyłam telefon. Trzy nieodebrane połączenia od mamy, dwadzieścia dwa nieodebrane połączenia od Rossa i jedno nieodebrane połączenie od matki Alex i Susan- Hannah Walker.
W pierwszej kolejności postanowiłam zadzwonić do Hannah.
-Dzień dobry, dzwoniła pani do mnie...
-Witam, tak dzwoniłam, chciałam cię poinformować, że jutro o piętnastej odbędzie się pogrzeb Alexandry.
-Dobrze, dziękuję.- rzuciłam krótko i się rozłączyłam
Zrobiło mi się niedobrze.
Usiadłam na ławce. W spisie kontaktów nazwisko John Begg (prezes Birmingham Royal Ballet).
-Dzień dobry.- powiedziałam niepewnie.
-Panna Thornesmith, miło mi panią słyszeć. W czym mogę pomóc?
-Mam takie jedno, malutkie pytanie...
-Tak, słucham?
-Czy mogę przełożyć termin przesłuchania?
-Przełożyć? Hmmm... Proszę chwilę poczekać.
Ze słuchawką przy uchu czekałam trzy minuty.
-W sumie, to jest taka możliwość.- odezwał się Begg
-Naprawdę? Na kiedy?
-Siedemnasty września? Jeśli pani pomyślnie przejdzie egzamin, może pani zacząć naukę od października.
-O rany, nie wierzę! Tak bardzo dziękuję!
-Nie ma za co. Bardzo nam zależy abyś uczyła się w naszej szkole.
Uśmiechnęłam się do słuchawki.
-Przepraszam, ale muszę kończyć, ponieważ mam zebranie.
-Dobrze, jeszcze raz dziękuję.
Kolejny telefon postanowiłam wykonać do mojej mamy. Po dwóch sygnałach odebrała.
-Hej mamuś...
-Mack! Za ile będziesz w Londynie?
-Właśnie w tej sprawie dzwonie...
-Coś jest nie tak?
-Ja... Ja przegapiłam samolot.- skłamałam
-Co?! Jak to?!
-No po prostu...
-Mackenzie! Zachowałaś się bardzo nieodpowiedzialnie!
-Mamo, spokojnie, dzwoniłam już do Pana Johna Begga i przełożyłam przesłuchanie na na siedemnastego wrześnie.
-Oh, w porządku. A co z tym fantem zrobimy?
-Chyba muszę zostać w Los Angeles...
-Jeśli tego właśnie chcesz.
-Tak! A jak tam u ciebie?
-Dobrze, jakoś leci, a teraz już idź na ten samolot, bo się spóźnisz.
-Eeee, co?
-Mackenzie, wiem, że jesteś w Charlotte.- zachichotała
-A-Ale skąd ty to wiesz?
-Masz włączoną lokalizację w telefonie.
-Fakt... To ja już biegnę, pa!
-Na razie!
Podbiegłam do stanowiska z biletami.
-Poproszę bilet do Los Angeles.
-Dzień dobry, witamy w US Airways.- asystentka dziwnie się na mnie spojrzała- Ale pani dopiero co przyleciała z Los Angeles.
-Poproszę. Bilet. Do. Los. Angeles. Albo. Pani. Szefostwo. Dostanie. Bardzo. Nieprzyjemnego. Maila.- powiedziałam powoli podkreślając każde słowo
-Proszę tu podpisać.
Podpisałam papier, podałam paszport i rozliczyłam się z kobietą, a ta podała mi bilet.
-Proszę. Do odlotu zostało jakieś piętnaście minut. Życzę miłego lotu.
Pobiegłam w stronę odprawy. Przez przypadek zderzyłam się z kimś i zawartość mojej torebki rozsypała się na ziemię. Zaczęłam zbierać wszystkie rzeczy:
Paszport, błyszczyk, kredka do oczu, chusteczki, woda, książka, zagłówek, portfel, błękitna bluza Rossa, wsuwki do włosów, bransoletka, słuchawki...
Moooment... Błękitna bluza. Zapomniałam mu jej oddać. Wepchnęłam do torby wszystkie przedmioty. Poszłam do stanowiska odprawy, a następnie już do rękawa prowadzącego do samolotu.
Wracam do L.A.

***

Rydel zaczęła powoli wybierać rzeczy, które ma spakować na wyjazd. Musiała jeszcze sporo ogarnąć. Czynność przerwał jej dźwięk dzwonka jej telefonu. Ktoś dzwonił do niej na FaceTime. Delly odebrała, a jej oczom ukazał się Jake. 
-Hej blondie.
-Cześć.-zachichotała kierując iPhone ku twarzy
-Co tam?
-Nic ciekawego, pakuję się na wyjazd, a tam?
-Nudny. Masz ochotę wyskoczyć na plażę?
-Jasne, czemu nie.
-Za piętnaście minut w Venice?
-Okay.

*kwadrans później*

Rydel właśnie zaparkowała Chubby'ego i skierowała się ku wejściu na plażę gdzie czekał na nią Jake.
-Cześć piękna.- przywitał ją uściskiem
-Hej.
-Wyglądasz jak zwykle nienagannie.- uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów- Idziemy?
-Tak.
Miller i Delly spacerowali po plaży.
-Czym się zajmujesz na co dzień?- zapytała blondynka
-Na co dzie...- urwał, ponieważ jakieś dziewczyny zaczęły piszczeć
-O my my... O my God! To Jake! To Jake Miller!
Po chwili chłopak stał otoczony fankami proszącymi o wspólne zdjęcie czy autograf.
Rydel postanowiła trzymać się z boku.

*pół godziny później*

Po pół godziny dani się rozeszli. Jake przysiadł na ławce obok dziewczyny.
-Tak strasznie cię przepraszam. Czasem trudno wyjść gdzieś na miasto gdy jest się sławnym. Sama wiesz jak to jest.
-Wiesz o R5?
-No pewnie. Jesteście bardzo popularnym zespołem. Jesteście znani z tego, że jako nieliczni w show-buisnesie jesteście w tak dobrych stosunkach.
-Tsa... Ostatnio chyba się coś między nami psuje.
-Jak to 'psuje'?
-Normalnie. Prawie cały czas się kłócimy, chociaż teraz jest już w miarę okay.
-Fani was wspierają, nie pozwolą aby zespół się rozpadł.
-Kocham R5Family, ale to już nie to samo. Nasz fandom zaczął dzielić się na mniejsze grupy i eh... Nie ważne.
-Nie, to naprawdę ciekawe, kontynuuj.
-Serio?
-Jasne.
-A więc R5Family teraz dzieli się na jakieś mniejsze grupy. Prawdopodobnie stało się to za sprawą A&A i wysunięcie się Rossa na pierwszy plan w zespole. Zaczął się ten cały shipping Raury i w ogóle. Kłótnie między Rikerish i Rossers. Szkoda gadać.
-A między Rossem i L...
-Nie, nic między nie ma i nie było. To tylko relacje czysto zawodowe. Ross nie umawia się ze swoimi co-stars.
-W porządku.

***Riker i Megan***

-Ostatnio jakoś nie mamy zbyt okazji aby spędzić czasu sam na sam.- powiedział Rik do brunetki, która siedziała obok niego na kremowej kanapie
-Tak, ciągle coś lub ktoś nam przerywa.
-Masz ochotę gdzieś pojechać?
-Pojechać?
-Tak. Muszę ci pokazać pewne miejsce.
-Okay.
Młodzież ruszyła w stronę samochodu dwudziesto-dwu latka [Rik ma obecnie 23 lata, ale w ff jego wiek to obecnie 22 lata, ponieważ mamy lipiec 2014. (tak samo jest w przypadku innych bohaterów)- od aut..
-Gdzie dokładnie jedziemy?- zapytała zapinając pas
-Niespodzianka.
-To może chociaż podpowiedz gdzie?- dziewczyna wyjęła czerwoną szminkę i zaczęła malować usta. Jako lusterka użyła szybki telefonu.
-Nie-e.
-To spadaj. Foch.
-Kocham cię.- zachichotał wyjeżdżając na ulice
-Ja ciebie też.- uśmiechnęła się i cmoknęła blondyna w policzek- Nie powiesz gdzie jedziemy? 
-Nie.
-Proszę.- zrobiła minę szczeniaczka
-Zdradzę ci tylko, że to miejsce jest magiczne i wiąże się z nim wiele wspomnień.
-Eh, okay.

***Rocky's P.O.V.***

Od samego rana przesiadywałem w Griffith Park. Postanowiłem iść pobiegać. Biegłem ze słuchawkami w uszach. Leciało akurat '5 Colors'. Uśmiechnąłem się. Jedna z pierwszych piosenek, które graliśmy. Mimo, że teraz jesteśmy popularniejsi i mamy więcej fanów, chciałbym wrócić do tych starych czasów.
Zmieniliśmy się. Teraz nie gramy w piwnicy dla rodziny. Teraz gramy na 'wielkich scenach'. Gramy o wiele dojrzalej. 
Nagle poczułem, że się z kimś zderzam i ląduję na ziemi.
-Nosz cholera.- złapałem się za głowę-Au.
-Kurczę, tak bardzo cię przepraszam!
Czas stanął w miejscu. Widziałem dziewczynę o długich, kręconych włosach i niebieskich jak ocean oczach. Delikatnie odsunęła włosy, które opadły jej na twarz. Wpatrywała się we mnie swoimi oczętami. Widziałem, że coś mówi, ale nie słyszałem co. Była lekko zaniepokojona.
Czuję, że chwyta mnie za ramię i lekko potrząsa.
-Hej, hej! Nic ci nie jest?
-Ymm co?- odzyskuję trzeźwość myślenia- Nie, nic.- odpowiadam lekko zmieszany.- Jesteś cała?
-Tak, jasne.
Anioł o blond włosach.
-Sorry za to, zamyśliłem się.- przeczesałem ręką włosy
-Nie ma sprawy Panie Myślicielu.- zachichotała
Rany, jak ona słodko chichocze.
-A ja Alexa.
A ja spanikowany.
-A ja ten, ymm, Rocky.
Cholera.
-Więc Alexo,- próbowałem podtrzymać rozmowę- Czy jesteś z Alaski? Bo tam są takie laski.
Dziewczyna zaczęła się śmiać, a do mnie dopiero teraz dotarło co powiedziałem.
Fuck, Lynch, ogarnij się, co ty robisz?!
-Spieprzyłem to.
-Tak trochę... Ale to było urocze.- odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho. Zarumieniła się.
Nogi mi zmiękły.
-Miło było mi cię poznać, ale muszę już iść.
-Mi ciebie też. Do zobaczenia!
Rany. Co to było? Nigdy się tak nie zachowywałem.
Biegłem dalej.
Na skwerku usłyszałem, że ktoś mnie woła.
-Rocky!
Obejrzałem się za siebie.
-Nicole?
-Tak. Właśnie miałam do ciebie dzwonić.
-To mamy fajny zbieg okoliczności.
-Ja to nazywam przeznaczeniem.
-O czym chciałaś pogadać?
-O nas.
-O nas?
Wzięła głęboki oddech.
-Wiem, że to raczej chłopak powinien zrobić ten pierwszy krok, ale ja muszę ci powiedzieć, że.. Ja chyba się... W tobie zakochałam.

*End of Rocky's P.O.V.*

***Delly i Jake***

-Zespół nie może przecież ucierpieć przez kłótnie w fandomie.
-Tak, ale my jesteśmy bardzo zżyci z naszymi fanami i na naszym przykładzie to widać.
-A nie myślisz, że lepiej by było gdyby Ross odszedł z A&A?
-My nad tym myśleliśmy, ale nikt nie mówił o tym Rossowi.
-Skoro macie z tym problem to coś tu jest nie okay. Musicie mu o tym koniecznie powiedzieć.
-Ale jak odjedzie to fani się od niego odwrócą. Poza tym nie chcemy hamować jego kariery.
-Przejdziemy się?
-Emmm, jasne.
Jake i Rydel szli brzegiem morza.
-Hej, nie martw się.- szturchną delikatnie Delly
-Nie martwię się.- również go szturchnęła
Miller potknął się o kamień i wylądował w wodzie.
-Hej!- brunet wciągnął ją do morza
Zaczęli się chlapać.
Nagle Jake zaczął przybliżać swoje usta do ust Rydel.

***

Siedziałam w samolocie przeglądając Twittera i sprawdzając pocztę. Sprawdzając Yahoo natknęłam się na pewną wiadomość.
'Tytuł: 123467890qwertyuiopasdfghjklzxcvbnm
Wiadomość:
Droga Mackenzie,
Myślisz, że jak wyjedziesz z Los Angeles uciekniesz od problemów? Ups, nie. Przede mną nie uciekniesz. Ja wiem i widzę wszystko. Znam twój sekret! Pamiętaj!
By the way, widzę, że akcja rozwija się jak w 'Zdradzie na trzy głosy'. Enjoy!
Pozdrawiam, 
-N'
PS. Ostatnio na za dużo sobie pozwalasz, kotek. Ja już kończę tę zabawę, teraz zaczyna się ostra jazda, więc zapinaj pasy!
Game's on, bitch.'
Odtworzyłam nagranie.
O. Mój. Boże.

***

Ross leżał u siebie w pokoju i oglądał telewizje. Gdy stwierdził, że nie było nic ciekawego zszedł na dół do kuchni.
Jego uwagę przykuła poczta. Chwycił koperty w rękę. 
Rachunek.
Reklama.
Reklama.
Reklama.
Reklama.
Kwitek z pralni.
Przypomnienie o wizycie u dentysty.
Nagle zobaczył kopertkę podpisaną jego imieniem. Nie było nadawcy, ani nawet znaczka, tylko jego imię napisane dużymi czerwonymi literami.
Chłopak szybko otworzył kopertę. 
'Drogi Rossy,
Piszę do Ciebie ten list bo chciałabym Cię o czymś uświadomić. A tak w ogóle, co tam słychać? Doszły mnie słuchy, że zakończyłeś swój wspaniały związek. Przykro. Od razu przejdę do sedna:
Akcja przypomina trochę 'Sól Życia'...
Ja dbam o twoje dobro, ale moje inicjały niech lepiej zostaną w tajemnicy.
Z poważaniem,
-N'
Blondyn wziął płytę dołączoną do listu i wsadził do laptopa.
Cholera.

***
Game's on, Bitch.



~~~
Cześć.
Rozdział jest do kitu, ale ostatnio po prosu nie miałam głowy i... Eh no matter.
Po prostu ostatnio dowiedziałam się czegoś, co mnie zdołowało. 
Kilka dni temu moja koleżanka, do szpitala bo straciła wzrok w jednym oku. Po kilku badaniach i pobraniu szpiku do badań dowiedziała się, że ma stwardnienie rozsiane. Do prawdy nie widziałam się z nią około 3 lata, ale ta wiadomość. Masakra.

Na wszystkie komentarze postaram się odpowiedzieć jak najszybciej i wasze blogi też w miarę szybko pokomentować.

15 KOM = NEXT








15 komentarzy:

  1. rozdział mi się podobał :)
    nawet bardzo :)
    współczuję Twojej koleżance...
    nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć...taka choroba to coś strasznego
    trzymaj się :)
    pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie! Olka wjechala mi w parade!
    Chcialam byc pierwsza... jak jeszcze ktos mi sie wtryndoli zanim opublikuje komentarz, to zatluke. Powaznie mowie
    A wiec
    Rozdzial cudowny. Jak ja kocham Twojego bloga Iga. Ja go po prostu uwielbiam :)
    Naprawde mnie skreca ta niewiedza kto jest tym calym "N". Musze sie zastanowic...
    Fajnie ze Mack wraca na chwile do LA... Ross na pewno sie ucieszy :) Juz widze jego reakcje
    A co do Rocky'iego... hohoho. Szykuje sie nowa parka, co? Hihi
    Btw, masz napisane przy jednym na poczatku "Rocky's pov" a na koncu masz napisane "The end of Ross's pov"... taki blędzik. Wiecej nie widzialam ;D
    Czekam na next kochana i zapraszam do siebie na nowy rozdział ;**
    Całuski ;**
    ~Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział >>>>>>>>>>>
    Czekam na next i twojej koleżance życzę powrotu do zdrowia :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no nie mogę... jesteś mistrzynią jeśli chodzi o akcję, serio :) Zawsze wiedziałam, że jest świetną pisarką i zawsze ubóstwiałam czytać twojego bloga. Ale teraz? Teraz to, gdy go czytam nie mam pojęcia co się ze mną dzieję. Każde kolejne zdanie wywołuję u mnie zupełnie inne emocje. Gdy dzisiaj czytałam ten rozdział, najpierw była radość- Mack spotka się z Rossym! :) :) :) No a później wściekłość- bo rozdział się skończył ;) Nie no serio koffam twój styl pisania i oczywiście tego bloga. No i oczywiście cierpliwie czekam na drugi. Wiem, że już jest, bo zamawiałaś szablon u Lydii. Weszłam na niego, ale było brak postów. Rozumiem, że pewnie czekasz na szablon. Nie chce naciskać, ale wiesz już mniej więcej kiedy będzie prolog albo coś? Nie mogę się doczekać.
    No nic, nie rozpisuję się bardziej.
    Czekam niecierpliwie na dalszy ciąg i serdecznie pozdrawiam,
    Weronika <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział świetny! Niech się w końcu 'N' ujawni!! A twoja koleżanka niech się trzyma gorąco ;) Jako że idą święta mam nadzieje, że z tego powodu napiszesz jakiś rozdział? :) Myślę, że to by był wspaniały prezent dla osób, które czytają twojego bloga :> Troszeczkę się rozpisałam, ale to nic :D Czekam na nexta i pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej.. Kochana rozdział cudowny <3 Czekam na next <33
    Jak pytałam czemu jesteś smutna to nie chciałaś powiedzieć, ja sb to zapamiętam <3 hehe :* Życzę zdrowia twojej koleżance. :** / Bubau <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieje że szybko dobijemy do 15 komów.

    OdpowiedzUsuń
  9. +pisała póki nie będzie+

    OdpowiedzUsuń
  10. +15 komów kochana :*

    OdpowiedzUsuń