Obudziłam się. Otworzyłam oczy. Jaskrawe, białe światło oślepiało. Nagle poczułam ogromny ból w prawej nodze. Moja twarz wykrzywiła się w grymasie. Naprawdę bolało. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Białe ściany, lampy na suficie, małe szafeczki nocne, okna z żaluzjami. No pewnie, szpital. Kolejny raz otarłam się o śmierć. Boję się. Cholernie się boję. Chciałabym powiedzieć komuś o -N, ale wtedy to już pewna śmierć. Poza tym -N zaczyna grozić moim bliskim. Rocky o mało... Właśnie, Rocky. Rozejrzałam się spanikowana po pomieszczeniu. Na łóżku obok mnie leżał brunet. Z monitora wydobywało się ciche pikanke. Żyje. On żyje. Kamień spadł mi z serca.
Spojrzałam na niego. Jego twarz była zmęczona, oczy podsiniaczone, perfekcyjne brązowe włosy rozczochrane. Poczułam mocne ukłucie w sercu. Przeze mnie mogło go tu nie być.
Tak bardzo chcę go przytulić. Poczuć jego zapach. Dotknąć jego miękkich włosów.
Chcę w koncu poczuć się bezpieczna.
Po chwili usłyszałam jakieś kroki. Do sali wszedł Wren.
-Cześć, widzę, że się obudziłaś.- oparł się o tylną część łóżka.- Znów spotykamy się w szpitalu. Masz ciekawe wakacje.
Nic nie powiedziałam.
-No nic. Jak się czujesz?
-Boli mnie noga.- powiedziałam cicho. Odwróciłam wzrok. Nie chcę mi się z nikim rozmawiać. Czuję się beznadziejnie. Chcę, żeby ten koszmar się skończył. Chcę do domu, do Londynu. Mam dosyć.
Moje powieki powoli opadały.
-Halo, halo, Mackenzie!- powiedział pstrykając palcami, aby przykuć moją uwagę- Skup się.- usiadł na krześle.
Spojrzałam mu prosto w oczy. Były brązowe. Bardzo ciemne. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot. Od kiedy dowiedziałam się o jego zaburzeniach, zaczęłam dziwnie się przy nim czuć. Jego pracodawca o tym wie?
-Słuchaj.- mówił.- Zostałaś postrzelona. W nocy miałaś operację. Kula została usunięta, ale gdy upadłaś, musiałaś o coś się udeżyć, ponieważ pękła ci kość. Dlatego na nodze masz gips.- mówił bardzo powoli.- Jest tutaj policja. Musisz z nimi porozmawiać, zgadzasz się?
Policja? Jeśli zapytają mnie kto strzelał? Co ja im powiem? -N mnie zabije. Nie mogę.
-Co z Rocky'm?- zapytałam ignorując wcześniejsze pytanie.
-Nim zajmuje się lekarz Kingston.
W tej samej chwili do pomieszczenia wszedł Simon.
Uścisnęli z Wrenem dłonie i wymienili się uśmiechami.
-Co z Rocky'm?- powtórzyłam.
-Źle nie jest.- powiedział Simon.- Pan Lynch miał wstrząs mózgu. Trochę ciężko to znosi, ale wyliże się. Ma silny organizm. Musicie teraz obydwoje odpocząć.- podszedł do łózka Muzycznego Geniusza, spojrzał na monitor i zanotował coś na podkładce.- I jak z tym pobieraniem krwi?- zapytał mnie.
-N-nie wyrażam zgody.- wyjąkałam.
-Rozumiem.- skrzywił się i odwiesił podkładkę.
-Doktor Simon Kingston proszony do sali 405.- rozległ się komunikat ze szpitalnego głośnika.
-Przepraszam, ale muszę już iść. Do zobaczenia.
Kingston wyszedł z sali, a Evans wrócił do poprzedniego tematu.
-Mackenzie, musisz porozmawiać z policją, dobrze?
Wren spostrzegł, że niedoczeka się ode mnie odpowiedzi, więc wpuścił funkcjonariuszy do środka, a sam wyszedł na korytarz.
-Witam, jestem oficer Todd Khan, a to mój asystent Toby Green. To jego praktyki.
Nastała chwila ciszy.
-A więc,- odchrząknął i chwycił notes.- Może nam pani opowiedzieć swoimi słowami co wydarzyło się wczorajszego wieczoru?
-Może pan sprecyzować?- znów odwróciłam wzrok.
-Chodzi mi o wydarzenia od rozpoczęcia spektaklu. Pamiętasz coś?- zapytał.
-Ymmm, tak. Około siedemnastej byliśmy już w loży, w teatrze. Oglądaliśmy sztukę 'Nasz Amerykański Kuzyn'. Pod koniec trzeciego aktu ktoś wbiegł na nasz balkon. Chciał mnie zastrzelić, ale trafił w nogę. Rocky dostał od niego czymś twardym w głowę i upadł. Przez chwilę myślałam, że nie żyje.- spojrzałam na mojego muzyka. Był zmęczony. Chciałabym żeby się już obudził.- A Christian... Christian. Gdzie jest Chris?
-Chris?- oficer Khan zmarszczył brwi.- W loży znaleźliśmy tylko ciebie i Rocky'ego.
-Kim jest Chris?- odezwał się Toby.
-Christian Blake. Ma osiemnaście lat i mieszka tu, w Los Angeles. W sumie niewiele o nim wiem, dopiero co się poznaliśmy. Jest naprawdę miłym chłopakiem.
-Yhm.- Todd notował wszystko co mówię.- Dobrze, to wszystko? A czy zbrodniarz jest ci znajomy?
-Nie.- rzuciłam krótko.
-A możesz opisać nam jego wygląd?- oparł się o krzesło.
-Nie zabardzo... Znaczy, ubrany był w czarną bluzę z kapturem, a na twarzy miał czarną maskę.
-Jakieś cechy szczególne?
'Trzeba było czytać i stosować się do wiadomości, suko.' Przypomniałam sobie te słowa. Dokładnie słyszałam je w głowie. Jedna rzecz mnie dziwi: nie mogę przpomnieć sobie barwy głosu. Ton był chłodny, a zdanie wypowiedziane z... Brytyjskim akcentem?
-Ten ktoś mówił z brytyjskim akcentem.- powiedziałam niepewnie.
-Napewno?
-Nie wiem. Mocno przywaliłam głową o posadzkę, mogło mi się wydawać, zwłaszcza, że sama pochodzę z Anglii.
-Rozumiem.- przekręcił stronę w notatniku.- Czy byłaś z kimś ostatnio w nieciekawych relacjach?
Ross i Nicole.
-Nie, chyba nie.- skłamałam.
-Z naszej strony to tyle.- schował swój filofax.- Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Do widzenia!
Skinęłam głową na pożegnanie.
Opadłam na poduszki.
Muszę zrobić wszystko, aby zdemaskować -N. Sprawy zaszły za daleko.
Odwróciłam się w stronę łóżka Rocky'ego.
-Obudź się, proszę. Potrzebuję cię.- szepnęłam.
***
-Ellington...
-Tak, to ja.- powiedział szatyn.
-Nie kojarzysz mnie?- zapytała Alexa wpatrując się w oczy znajomego.
-No twarz masz znajomą, hmm...- zaczął pocierać podbrudek dłonią.
-Już tak nie myśl, bo mózg ci się przeciąży.- lekko szturchnęła chłopaka w ramię.- To ja Alexa, byłam w waszym teledysku do Loud.
Ell zatrzymał się.
-Alexa? To naprawdę ty!- rzucił się na koleżankę z uściskiem.
-Tak to ja.- zaśmiała się.
-Ostatni raz widzieliśmy się w styczniu, w zeszłym roku. Zmieniłaś się.
-Serio? To może dlatego Rocky mnie nie poznał...- odsunęła się od kumpla.
-Spotkałaś Rocky'ego?- zdziwił się.
-Tak, wpadliśmy na siebie jakiś czas temu w parku. Dosłownie...
-Rozumiem. Dziwne, że cię nie poznał. Miał kiedyś świra na twoim punkcie.- zachichotał.
-Serio?- dziewczyna zarumieniła się.
-Tak, ale chyba mu przeszło, więc możesz czuć się bezpieczna.- wybuchł gromkim śmiechem.
-Okay.- zachichotała.- Patrz, Urth Caffe. Wejdziemy? Uwielbiam tę kawiarnię.
-Jasne, ale w kawianiach jest nudno...- skrzywił się.
-Nudno?- zmarszczyła brwi.
-Tak, dlatego pójdziemy do... Hmmm... Parku rozrywki!- chwycił Alexę za rękę i pobiegł w kierunku plaży.
-Dobra, dobra, ale najpierw chodźmy coś zjeść.
*** Punkt widzenia Megan ***
-To wszystko jest dziwne.- powiedziałam wkładając kolejne naczynia do zmywarki.- Co o tym sądzisz?
-Sam nie wiem.- posmutniał Riker.- Nie mam pojęcia co dzieje się w moim domu. Chyba nikomu nie jestem już tu potrzebny.
-Co ty gadasz?- podeszłam do chłopaka i oplotłam ręce wokół jego szyi.
-Ryland ma Savannah, więc zajmują się na okrągło sobą. Ross żyje we własnym świecie, nie bywa już nawet w domu. Rocky... On nigdy mnie nie potrzebował. Zawsze był samowystarczalny. Teraz jak coś się dzieje to prędzej idzie wygadać się Ratliff'owi. A Rydel... Eh, ona często wychodzi ze znajomymi, których nie znam, albo spędza sama czas w swoim pokoju malując paznokcie, siedząc w Internecie czy czytając pisemka o modzie. Nawet na zakupy chodzi już beze mnie.
Czułam, że to właśnie Riker najbardziej odczuł syndrom 'pustego gniazda', mimo tego, że w dalszym ciągu mieszka z rodzeństwem.
-Oh, Riker.- westchnęłam.- Oni są już dorośli, zaczynają własne życie, odnajdują własne drogi.
-Wiem, ale... Ale jeśli przez te 'własne drogi' ucierpi R5?- spojrzał mi się prosto w oczy.- Albo co gorsze... Rozpadnie się?
-Pesymista z ciebie. Co się z tobą dzieje? Zawsze byłeś optymistą. R5 nie ucierpi, Rik.
-Megan, my widujemy się tylko na próbach. Rozejrzyj się, nikogo tu nie ma.
-Nie prawda.- zaprzeczyłam.- Twoi rodzice rozmawiają w ogrodzie, a RyRy i Savannah siedzą przy basenie.
-A Rocky? Ross? Rydel? Nie ma ich.
-Skarbie, nie wiem jak mam ci już tłumaczyć. Zawsze będziecie rodziną, nic i nikt nie ma na to wpływu, okay? To, że już dorośliście, nic nie zmieni.- przytuliłam go mocno.
-Dziękuję.- wyszeptał.
-Za co?
-Za to, że po prostu jesteś.-przycisnął mnie mocniej do swojego torsu.- Kocham cię,
-Ja ciebie też.- złączyłam nasze usta w pocałunku.
*** P.O.V. Rydel ***
Siedzę właśnie na ławce przy jeziorze w moim ulubionym parku przy Northridge Recreation Center. Tutaj kręciliśmy teledysk do 'Can't Get Enough Of You'. Lubię wspominać tamte czasy. Wtedy wszystko było jakieś łatwiejsze.
Jestem ciekawa jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy nie zaszli tak daleko. Jakby to było, gdyby nam się nie udało tamtego dnia. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez muzyki, ale... Może Riker kontynuował by kariere aktorską? To w końcu było jego marzenie. Ale odkąd skończył cztery lata, chciał występować jak Michael Jackson.
Z resztą ja też wystąpiłam w kilku reklamówkach i epizodycznie w filmach czy serialach.
Może gdyby nie sława, nie musiałabym zostawiać The Rage? The Rage. Nie byłam tam dobre kilka lat. Ciekawe jak tam teraz jest.
Wstałam z ławki, lecz gdy tylko podniosłam torebkę, otworzyła się i cała zawartość wysypała się na ziemie.
-No nie.- powiedziałam sama do siebie, następnie przykucnęłam i zaczęłam zbierać rzeczy.
-Może ci pomóc?- nachylił się nade mną brunet o karmelowych oczach. Jake.
Uśmiechnęłam się i z pomocą chłopaka pozbierałam wszystkie przedmioty.
-Dawno cię nie widziałem.- powiedział.- A skoro już się spotkaliśmy, to chciałbym ci kogoś przedstawić.
W tej samej chwili podeszła do nas uśmiechnięta od ucha do ucha brunetka, ubrana w fioletową, zwiewną sukienkę przed kolana.
-Rydel, to moja dziewczyna...
-Cassandra?- nie mogłam uwierzyć.
-Rydel?- zachichotała.
Chwilę potem tkwiłyśmy już w uścisku.
-Nie wierzę!- odsunęłam się od dawnej przyjaciółki.- Ze trzy lata się nie widziałyśmy!
-Jak nie więcej! Dziewczyno, tak się zmieniłaś... Ale nadal jesteś podobna do Britney!
-Serio? Nie powiedziałabym. Myślałam, że z niej wyrosnę, ale to chyba niemożliwe.
Po chwili zaczęłyśmy się śmiać.
-To wy się znacie?- zapytał lekko skołowany Miller.
-No jasne! Najlepsze przyjaciółki forever!- powiedziała Cass.
-And ever and ever and ever.- dodałam roześmiana.
-Delly, możemy pomówić na osobności?- zapytał Jake.
-Jasne.- odeszliśmy kilka kroków od Cassandry.
-To trochę dziwna sytuacja...- skrzywił się.
-Niby dlaczego?
-Wiesz, jeszcze niedawno proponowałem ci związek, a teraz jestem z twoją najlepszą przyjaciółką z dawnych lat.
-Jake, to twoja sprawa z kim chcesz być, mi nic do tego.
-Naprawdę? Nie jesteś zła?
-Nie jestem...
-Przepraszam, że przerywam, ale za dziesięć minut zaczyna się film. Jeśli teraz nie zaczniemy iść to się spóźnimy.- powiedziała Cassey. -Dells, może chcesz iść z nami?
-Nie, nie chcę wam przeszkadzać, pozatym mam pewną sprawę do załatwienia na mieście.
-Jasne. To co, zdzwonimy się?
-Tak, a teraz już idźcie. Nie chcę żebyście się spóźnili!
-Narazie!
-Pa!
Pożegnałam się z Cassandrą i Jake'm i poszłam w kierunku Granada Hills- The Rage.
***
Leżałam wpatrując się w sufit. Szpital ostatnio za dużo razy powtarza się w moim życiu.
-Mack.- do sali ponownie wszedł Wren.- Macie gościa.
Mężczyzna wyszedł, a w środku pojawiła się... Nicole. Mam do niej mieszane uczucia.
-Cześć.- powiedziała cicho i oparła się o ramę łóżka.- Jak się czujesz?
-Dobrze.- odpowiedziałam latając wzrokiem po pomieszczeniu.
-To dziwne, co ci się stało?- zapytała.
Miałam ochotę powiedzieć 'serio, nie wiesz?', ale nie mam dowodów, że to jej sprawka.
-Sama do końca nie wiem, to był napad. Ciekawe... Co robiłaś wczoraj od godziny 17:00 do 21:00.- zapytałam prosto z mostu.
-Siedziałam w domu oglądając komedie romantyczne i zajadając się lodami, jak każda dziewczyna po rozstaniu.- uśmiechnęła się delikatnie.
-Aha.- mruknęłam pod nosem.
Nicole podeszła do łóżka Rocky'ego i odgarnęła chłopakowi włosy z czoła.
-Nadal jesteście razem?- zapytała przejeżdżając mu dłonią po policzku.
-Tak i nic nie wskazuje żebyśmy mieli zakończyć swój związek.
-Rozumiem. Zawsze był w ciebie wpatrzony, dlatego zerwał ze mną po 24 godzinach.- podniosła się.
-Nadal nie widzę w tym swojej winy.- miałam wrażenie jakbym rozmawiała z -N.
-Gdybyś się nie pojawiła, wszystko byłoby w porządku.- podeszła do mnie.- Gdyby cię nie było, skończyłyby się problemy.- podeszła jeszcze bliżej.
Zaczęłam szybko wciskać czerwony przycisk, dzięki któremu wzywałam lekarza.
Nagle do sali wbiegł zdyszany Simon.
-Co się stało?- zapytał biorąc głęboki wdech.- Cześć, Nicole!
-Mogę zostać sama?
-A, tak, oczywiście. Musisz opuść sale.- zwrócił do brunetki.
-Oczywiście. Do zobaczenia.- przy wyjściu posłała mi złowieszczy uśmiech.
~~~
Dzisiaj nie męczę was długą notką, więc od razu do rzeczy:
-Next miał być wcześniej, ale się nie wyrobiłam.
-Znów iPad, bo do laptopa nie mają jeszcze części, więc błędy poprawię potem.
-Wszystkie komentarze nadrobię jak najszybciej. Postaram się.
-Mam teraz strasznie zawalony tydzień i nie wiem kiedy coś się tu pojawi.
KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ
XO
N to ta Nickole(nie wiem czy dobrze napisałam jej imie)
OdpowiedzUsuńMożliwe, już wktótce wszystko wyjdzie na jaw.:3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak to dobrze wrócić po przerwie.
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać więc powiem tylko że to był super rozdział i czekam na następny :)
Całuski :*
Zuza
Aaaa i uwielbiam The Way :)
Dziękuję<3 The Way rządzi^^ (:
UsuńPróbuję napisać komentarz..
OdpowiedzUsuńI jakoś mi nie idzie ;/
Rozdział był świetny :D
Rozmowa Rikera i Megan słodka..
Delly spotykająca przyjaciół..
i The Rage :3
Mack..
Nicole
Ja już naprawdę nie wiem kto jest -N.
Niby mogłaby to być Nicole..
Ale to zbyt oczywiste jest ;/
Heh...
Czekam na next i pozdrawiam <5
Bardzo dziękuję! <3 ja tam nie potrzebuje długich komentarzy, wystarczy zwykłe ':)'. Liczy sie fakt, że ktoš w ogóle to czyta.<3
UsuńBuziaki;*
Nie mam pojęcia kim jest N :o
OdpowiedzUsuńŻadnych nawet podejrzeń ;_;
Rozdział świetny!
Czekam na next <3
Pozwól, że zacznę od końca ;)
OdpowiedzUsuńO cholerka...
To się teraz narobiło...
Gdyby -N, była Nicole to byłoby za proste, ale równie prawdopodobne...
Coraz bardziej tkwię w przekonaniu, że -N to Ross!
Ale jak taki Rossiaczek mógłby być taki zły?
Nie wiem kogo podejrzewać :(
A może Nicole to taki 'pomocnik' -N?
Dobra! Nie wiem! Poddaje się!
Riker i Megan... Trochę się wzruszyłam :'(
Taka rozmowa o dorastającym rodzeństwu...
Będzie wizyta Delly w The Rage!
Ciesz się, że nic nie zrobiłaś Rockiemu!
Moje biedactwo ma żyć!
Albo pisz już testament :D
Wait, wait, wait...
Świta mi coś!
Nicole i Chris to 'pomocnicy' -N, a -N to Rossiak albo Meg...
Nie!
Rossy nie może być -N!
Tak samo Meg!
I niech on wróci już do domu!
Czekam na next ;)
Pozdrawiam cieplutko <5
And... Good Night! Mam jeszcze 2 godzinki spania...
Wolne, a o 7 trzeba wstawać :(
Właśnie... Przecież to MOŻE być ktoś z R5...
UsuńKtoś kto pozornie jest miły... Nie ma z nią za dużo styczności...
Dobra, już siedzę cicho. :x
Rocky żyje, nie chciałam męczyć chłopaka... Faceta... They just grown up too fast, too Fuckin fast... :')
Pozdrawiam<3
Świetny rozdział, czekam na next
OdpowiedzUsuńDzięki <3
UsuńŚwietny rozdział <3
OdpowiedzUsuńNicole robi się coraz bardziej podejrzana...
Ciekawe gdzie jest Ross :c
ROSS+MACK= <3 FOREVER
Dziękuje<3
UsuńA Ross? A gdzieś się zaszyje na pewien czas... ;)
Riker i Megan! Jejku! Jak ja ich uwielbiam! :D
OdpowiedzUsuńTeraz to już całkowicie nie mam pojęcia kto to N xd
Masakra! Opis Rocky'iego w szpitalu jejku *.*
'Pozdrawiam!
Czekam na następny!
Zapraszam do mnie na rozdział 35 ;)
http://r5-story-love.blogspot.com/2015/02/rozdzia-35.html
Dziękuję, już wbijam ;) <3
UsuńNa zachętę 2/10 ;) xd
OdpowiedzUsuńEmily^^
Thx xD ^^
Usuń