sobota, 21 marca 2015

37. 'You drive me insane...'

 ***Jordan's P.O.V.***

-Tamtędy!- krzyknął Christian i wskazał na schody pożarowe.
Dzisiaj się cieszę, że jednak się na nie zdecydowałam.
Podbiegliśmy do okna i wyszliśmy na zewnątrz. Dotarły już dwa wozy strażackie. Strażacy rozpoczęli już akcje. 
Po chwili podjechała karetka.
Zeszliśmy na dół. Od razu pobiegli do nas sanitariusze.
-Wszystko jest w porządku?
-Jak się czujecie?
-Chodźcie do karetki.
Zasypywali nas tysiącami pytań. Okryli nas specjalnymi kocami i wprowadzili do ambulansu.
-Większych obrażeń na razie nie widzę, ale musimy w trybie natychmiastowym przetransportować was do szpitala.
Drzwi karetki się zamknęły i na sygnale ruszyliśmy do kliniki.
Spojrzałam się w kierunku domu. Okna iskrzyły od płomieni. Strażacy jeden po drugim wbiegali do środka. Drewniany taras walił się w oczach.
Wszystko stracone.

***

Siedziałam na szpitalnym parapecie. Patrzyłam za okno. Wieczór był piękny. Słońce zaczynało powoli chować się za ocean. Niebo było pomarańczowe. Palmy delikatnie kołysały się na boki. Niesamowity widok. Po szpitalnym ogrodzie spacerowali staruszkowie rozmawiając i chichocząc. Kilka osób przy stoliku w małej altance grało w brydża, popijając sok pomarańczowy. Mały chłopczyk na wózku siedział przy klombie z kwiatami i szkicował pomnik Rooswelta. 
-O czym myślisz?- wyszeptał Rocky podchodząc i przytulając mnie do siebie.
-Nie wiem. O wszystkim.- w dalszym ciągu nie odrywałam wzroku od szyby.- A ty?
-O tym, że jestem w końcu szczęśliwy.- uśmiechnął się.
Nic nie powiedziałam tylko się uśmiechnęłam.
Brunet zaczął się do mnie przybliżać.
-Przepraszam, że przerywam.- do sali wszedł Wren. Znowu.- Chciałem pomówić o waszym stanie zdrowia.
-Kiedy możemy stąd wyjść?- zapytał Rocky.
-Kiedy zdejmą mi gips?- chwyciłam kule, zeszłam z parapetu i przykuśtykałam do łóżka.
-Wasz stan jest stabilny. Niedługo wyjdziecie. Jedno pytanie:- zwrócił się do mnie.- Chcesz wrócić do domu z gipsem, czy poczekać do końca tygodnia i wrócić bez?
-Raczej wolę wrócić bez gipsu.
-Czyli leżysz do niedzieli.- podsumował. Ty Rocky możesz w sumie jutro już iść do domu.
-Skoro Mack zostaje, to ja też.- powiedział stanowczo.- Przecież w sumie jestem po trzęsieniu mózgu...
-Nie trzęsieniu, tylko wstrząśnięciu.- poprawił go.- Ale możesz już na luzie wracać do domu.
-Zostaję.- powiedział i rozłożył się na łóżku.
-Jak chcesz.- Wren zmarszczył brwi i zanotował coś na tabliczce.- Dobra, już was zostawiam.
Mężczyzna odwiesił kartki i wyszedł z OIOM'u.
-Too... Co robimy?- zapytał Rocky.
-Ja się chyba zdrzemnę.- opadłam na poduszki.
-Zdrzemniesz?- podniósł się.- Ja zrobię sobie kawę, chcesz?- chłopak podszedł do prekatora i nalał w kubek czarnego napoju.- Na pewno nie chcesz?
-Nie, zostanę przy drzemce.- przykryłam się kołdrą. 
-Ja chyba idę się przejść.- rzucił, zakładając buty.
-Dobrze.- powiedziałam i zamknęłam oczy. 
Rocky wziął kawę i wyszedł do szpitalnego ogrodu.
Gdy zostałam sama, nie minęła chwila, a ja odpłynęłam w objęcia Morfeusza.

~

-Alex, poczekaj- krzyknęłam za dziewczyną, która wybiegła z domu Lynch'ów.
Brunetka zaczęła biec.
-Alex, proszę!
Dziewczyna zatrzymała się.
-Dlaczego wybiegłaś? Dlaczego nie chciałaś się zatrzymać? Ty coś przede mną ukrywasz.
-Nic nie ukrywam.- powiedziała drżącym głosem.- Zostaw mnie samą.- Znów zaczęła biec.
Goniłam ją.
Po chwili znaleźliśmy się w jakimś lesie.
-Alex!

~

Po raz kolejny obudziłam się spocona. Ten sen się powtórzył. Otarłam pot z czoła. To jest dziwne... I trochę straszne. Najgorsze jest to, że ucina się w pewnym momencie i nie wiem co dalej.
Usiadłam na łóżku. Chyba potrzebuję pomocy.
Rocky'ego nadal nie było. Nie wrócił ze spaceru.
Brakuje mi Alex. Odkąd zniknęła wszystko się skomplikowało. Brakuje mi wskazówek. Poza tym dawno nie dostałam żadnej wiadomości od -N. Co jeśli to cisza przed burzą? A może sprawa po prostu znikła? To już koniec? Mam nadzieję, że to koniec sms'ów, koniec tych wszystkich podchodów, koniec gróźb, koniec tej całej gierki. Ten ktoś i tak za długo pozwala sobie się mną bawić.
Chwyciłam za telefon.
Zero wiadomości, żadnego nieodebranego połączenia. Dobrze.

***Rocky's P.O.V.***

Spacerowałem po dużym, kolorowym, szpitalnym ogrodzie z kubkiem kawy w ręku. Ogród był prawie pusty. Tylko czasami można było minąć ludzi siedzących na ławkach lub przy stolikach, rozgrywających partię w brydża. Rodziny siedziały śmiejąc się i wymieniając karty.
Rodzina. Piękne słowo. Rodzina... Właśnie, a gdzie moja rodzina? Leżymy z Mackenzie w szpitalu, a oni nawet się nie zorientowali! Fajna mi 'rodzina'. Nikt się już tu mną nie interesuje i nie przejmuje. 
Nagle poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni. Dostałem tekst od Rikera. Otworzyłem wiadomość.

OD: RIKER
TREŚĆ: Za pięć minut widzimy się w HR*. Masz kończyć album, a nie się opierdzielać! Jak się nie pojawisz to masz w...

Nawet nie doczytywałem do końca. Skoro nie wróciłem na noc do domu, to dlaczego nikt nie zorientował się, że coś jest nie tak?
Nie idę do studia. Nie kończę tego albumu. Nie mam siły. Zawsze wszytko zrzucają na mnie. To trochę męczące. Potrzebuję płatnego urlopu! 
Wyłączyłem komórkę i wcisnąłem ją do kieszeni. 
Nagle usłyszałem odgłosy karetki, a pojazd z kolorowymi światłami w mgnieniu oka przejechał przez szpitalną bramę. Zatrzymał się prosto przed głównym wejściem. Z jego wnętrza szybko wybiegli ubrani na czerwono sanitariusze. Otworzyli drzwi karetki i wysunęli nosze, na których pod kroplówką leżała blondynka. Twarz miała w sumie znajomą, ale z daleka nie byłem w stanie jej rozpoznać. Pogotowie medyczne wepchnęło szybko nosze do szpitala. Postanowiłem za nimi pójść. Znalazłem wyjście z labiryntu krzaków i wszedłem do kliniki. Sanitariusze biegli z łóżkiem na kółkach wzdłuż korytarza. Znajdowali się już za zakrętem, gdy do środka weszli następni lekarze, którzy prowadzili chłopaka owiniętego specjalnym, srebrnoszarym kocem. Przyjrzałem się jego twarzy. To był znajomy Mackenzie- Christian. Był z nami w teatrze i zniknął. Jest teraz tu. Może coś pamięta z tamtego wieczoru? 
-Przepraszam, a...- podszedłem do jednego z sanitariuszy, który prowadził Chrisa.
-Zaraz się ktoś panem zajmie.- powiedział nawet się na mnie nie patrząc. 
Christian też się na mnie nie spojrzał. Szedł z wzrokiem wbitym w szpitalną podłogę.
Gdy młodzi doktorzy zignorowali mnie, postanowiłem odszukać tamtą blondynkę. Skoro ma coś wspólnego z Chrisem, to może też wie coś o wieczorze w teatrze. Choć może się nie znają i łączy ich tylko ten wypadek, który właśnie przeżyli. Właśnie, wypadek. Jaki wypadek? Musiało stać się coś poważnego.
Ruszyłem szlakiem lekarzy. Za zakrętem korytarza zobaczyłem dwie pary drzwi. Jedne z nich były otwarte na rozcież. Tam pewnie udali się sanitariusze. Wszedłem do środka. Blondynka była otoczona masą ludzi. Podłączona pod kroplówkę i respirator. Jej twarz zasłonięta była maską, która podawała jej tlen.
-Tu nie można wchodzić!- krzyknęła pielęgniarka o mlecznej cerze i szybko wypchnęła mnie zna korytarz. Z hukiem zatrzasnęła drzwi. 
-Skoro nie można wchodzić, to dlaczego drzwi otwarte były na rozcież?- burknąłem sam do siebie.
W ostatniej chwili, sekundę przed tym jak mleczna pielęgniarka wypchnęła mnie na zewnątrz, rozpoznałem twarz tej blondynki. To Jordan- szurnięta była Rossa. W sumie już nie jest szurnięta, wyrobiła się. 
Delikatnie uchyliłem drzwi, które znajdowały się obok tych, gdzie walczono w tej chwili o życie Jord. Na łóżku przykrytym zielonym, papierowym prześcieradłem, siedział Blake. Na twarzy miał taką samą maskę tlenową jak Smith. Oddychał ciężko i płytko. Nie było przy nim nikogo ze 'szpitalnej załogi'.
-Mogę wejść?- zapytałem otwierając szerzej drzwi.
-Już to zrobiłeś.- odpowiedział odsuwając maskę na bok.
-Faktycznie.- zmarszczyłem brwi.- Jak się czujesz?
-A jak mam się czuć?- fuknął.- Omal nie spłonąłem.- mówił jakby to była moja wina.
Czyli pożar.
-A ta dziewczyna, która przyjechała karetką?- usiadłem na białym, metalowym krześle.
-Jordan?- podniósł głowę.
-Więc się znacie!- wyprostowałem się.
-Tak, poznaliśmy się w sumie jakoś przed wakacjami.- zaczął bawić się sznurkiem od maski.- To niezwykła dziewczyna.
-Opowiedz mi o tym, jak się poznaliście.- przekręciłem krzesło, aby oparcie było do mnie przodem.
-Był dziesiąty czerwca...

*flashback oczami Christiana*

Był ładny, gwieździsty wieczór. Światła we wszystkich domach powoli gasły. Jedynie pojedyncze ogniki świeciły się w oknach. To zapewnię nocne marki przesiadujące noce nad książką lub komputerowi uzależnieńcy. Jedna z typowych grup nastolatków. Ja do tej grupy z pewnością nie należałem. Od zawsze wolałem dobrą zabawę. Lubiłem sobie wypić, czy zapalić szluga. Ewentualnie są jeszcze koledzy, którzy zbierają się w ciemnych zakamarkach ulic z paczkami białego proszku w kieszeni. Do grupy ćpunów też nie należałem. Co prawda, znajomości mam, alkohol jest moim dawnym znajomym, a papierosy jedynie okazyjnie znajdowały się w moich ustach, ale prochów nie brałem. Chcę jeszcze trochę pożyć. Skoro nie byłem ani spokojnym teenagersem, ani zbuntowanym dzieciakiem, to kim byłem? A więc byłem kimś po środku. Był ze mnie typ, który lubił szlajać się po nocnych klubach. Razem z moim kumplem Jasonem regularnie odwiedzaliśmy, a to 'Bootsy Bellows'. Muzyka, impreza, dziewczyny, drinki. Tak wyglądał każdy wieczór odkąd skończyliśmy szkołę. Choć w latach szkolnych też urządzaliśmy sobie takie wypady. Rzadziej, ale urządzaliśmy. Dzisiejszy wtorkowy wieczór był idealny do zabawy. Na celowniku był klub 'Bootsy Bellows'. Jeden z najlepszych klubów nocnych w Mieście Aniołów. No, Anioły to tam były. Anioły o długich nogach i przyciągających kształtach. Ale do tych aniołów nie specjalnie mnie ciągnęło. Więc we wtorek udaliśmy się do 'BB'. Gdy tylko wchodzi się do środka, można poczuć mocny zapach alkoholu pomieszany ze smrodem dymu z papierosów. Przeszliśmy przez ochronę i przedarliśmy się w stronę baru przez tłumy tańczących ludzi. Mimo tego, że to zwykły dzień, ludzi była masa. Tańczyli i dobrze się bawili. Ja i Jas usiedliśmy na wysokich, czerwonych krzesłach przy barze. Już po kilku sekundach stanął przy nas uśmiechnięty szeroko kelner, wywijający butelką w dłoni. 
-Co podać?- zapytał wciąż się uśmiechając.
Spojrzeliśmy się na siebie.
-A co pan proponuje?- oparłem ręce o blat.
-Nasz dzisiejszy specjał to Mojito, lub możecie tradycyjnie wziąć Sidecar.- podrzucił butelkę.
-To ja poproszę Sidecar.- powiedziałem.
-A ja dla odmiany Mojito.- odparł Jason.
-Już się robi.- zaśmiał się przerzucając sobie ścierkę do wycierania blatów przez ramię.
-To... Co tam, Jas.- zwróciłem do przyjaciela. 
-W sumie to po staremu...- powiedział przeciągając.
-Po staremu? Nie sądzę. Ty coś ukrywasz .
-Niby po czym wnioskujesz?- oburzył się.
-Po tonie twojego głosu. Nie umiesz kłamać.
-Pff.- prychnął.- No dobra, może coś się wydarzyło, ale to nie jest w sumie ważne. 
-Jak zacząłeś to mów.- coraz bardziej się niecierpliwiłem. 
-No bo Brandon...
-Ten ćpun?- zapytałem.
-On nie jest ćpunem.- przekręcił oczami.
-Tak, on tylko wciąga marihuanę, oczywiście, że nie jest ćpunem.- rzuciłem sarkastycznie.
-Dobra, whatever. Nie przerywaj mi jak mówię.
-Spoko.- odparłem.- A więc co z tym Brandonem?
-A więc ten Brandon zaproponował mi dołączenie do jego paczki. 
-I oczywiście się nie zgodziłeś.- uśmiechnąłem się. 
Jason nic nie odpowiedział tylko zaczął stukać palcami o blat baru.
-Jason?- spoważniałem.- Nie zgodziłeś się, co nie?
-Ja tak jakby... Zgodziłem?- wymamrotał.
-Co?!- otworzyłem szeroko oczy.
-No zgodziłem, okay?
-Nie 'okay'!- zrobiłem cudzysłów w powietrzu. 
-Oj, dobra. O co ci chodzi?!
-Nie chcę, aby mój przyjaciel był ćpunem!- powiedziałem trochę za głośno, bo ludzie oderwali się od swoich zajęć i zaczęli się na nas gapić.
-Chris, wyluzuj...
-Nie, to ty się 'odluzuj'!
-Dobra, mamo. Nie mów mi co mam robić.- uniósł się.- Poza tym to ty spędzasz każdy wieczór w klubie nocnym! Wiesz co, spadam stąd!
-Dobra!- krzyknąłem.
Jason wyszedł z klubu i w sumie to tyle go widziałem. Nie spotkaliśmy się już.
-Nazwa, raz!- powiedział barman stawiając na blacie drinka. 
Sięgnąłem po kieliszek i nagle moja ręka zderzyła się z inną.
-O, przepraszam.- powiedziała dziewczyna.- Zamówiłam to samo co ty i...
-Spoko.- uśmiechnąłem się.- Bierz, ja poczekam.
-Dzięki, jesteś bardzo ciekawym człowiekiem.- powiedziała biorąc łyk nazwy.
-Ciekawym?- nie do końca rozumiałem stwierdzenie 'ciekawy'.
-Tak, często cię tu widuję, prawie każdego wieczoru. Zdarzało mi się cię obserwować.
-Obserwować?- zapytałem.
-Czy będziesz powtarzał wszystko co mówię?- zaśmiała się.
-N-nie.- wyjąkałem. 
Była taka pewna siebie, tajemnicza i wyluzowana. Czułem się, jakby wiedziała o mnie wszystko. 
-Wiesz co, fajny jesteś.- powiedziała.- I inteligentny. 
-Dzięki.- rzuciłem krótko.- Chyba...
-Spoko.- wzięła kolejny łyk.- Tak cię obserwowałam przez te kilka dni i doszłam do wniosku, że przydałbyś mi się.
-Przydałbym ci się?- zapytałem z niedowierzaniem.
-Znów to robisz.- fuknęła. Tym razem się nie zaśmiała.
-W jakim sensie bym ci się przydał?
W tym samym momencie podszedł barman i postawił przede mną Mojito.
-Dziękuję.- zwróciłem do niego.- A więc?
-Powiedzmy, że jestem teraz w dość nieciekawej sytuacji i potrzebna mi pomoc. 
-Ja mam być tą 'pomocą'?- obróciłem słomkę od drinka.
-W pewnym sensie.- odstawiła kieliszek na blat.- Ale nie martw się, odpłacę się i to z nadwyżką...

*koniec flashbacku*

-I tak się poznaliście?- zapytałem.
-Tak.- odpowiedział krótko Christian.
Chłopak siedział i w dalszym ciągu bawił się sznurkiem od maski tlenowej. 
-W jakim sensie Jordan była 'w trudnej sytuacji'?- zrobiłem cudzysłów palcami.- Poza tym to był początek czerwca, Ross z nią wtedy zerwał. Czy tu chodziło o niego?
-W pewnym...
-Nie chcę, aby mój brat był w coś zamieszany.- przerwałem mu.
-Nie ucinaj mi.- powiedział stanowczo.
-Nie chcę, żeby Ross miał kłopoty.- rzuciłem tym samym tonem.
-Tu w sumie nie chodzi o niego.- odburknął.
-To o co?- zapytałem.
-To już nie twoja sprawa.- fuknął.
-Dobra. A wolno mi wiedzieć co doprowadziło do tego pożaru?
-Sam tego nie wiem. To pytanie raczej powinieneś zadać strażakom.
-Spoko. Już ci nie przeszkadzam.- podniosłem się z krzesła i wyszedłem z sali.
-O niego nie musisz się martwić.
Po pogawędce z Christianem postanowiłem wrócić do swojej sali. Po drodze zajrzałem jeszcze przez okno do pomieszczenia gdzie obecnie przebywała Jordan. Dziki tłum z jej sali zniknął. Została tylko jedna pielęgniarka, która coś notowała. Jord leżała spokojnie. Spała. Nie była podłączona do jakiejś wielkiej aparatury, jedynie kroplówka i to pikające urządzenie. 
Muszę z nią pogadać. Ale w tej chwili nie za dużo się dowiem. 
Odszedłem od okna i ruszyłem na OIOM do mojego pokoju. 
Po drodze spostrzegłem, że szpital świeci pustkami. Gdzie wszyscy się podziali?
Wszedłem do naszej sali. Mackenzie już nie spała. Znów siedziała na parapecie. Jej noga w gipsie oparta była o ścianie. Po jej wyrazie twarzy widać było, że jest wyraźnie zaniepokojona. 
-Coś się stało?- objąłem ją od tyłu.- Jesteś poddenerwowana.
-Nie, wydaje ci się.- odpowiedziała smętnie.
-Przecież widzę i cię znam.- oparłem głowę na jej ramieniu. 
-Po prostu po raz kolejny przyśnił mi się ten sam koszmar.- westchnęła.
-Po raz kolejny?- zdziwiłem się.
-Tak. Od pewnego czasu śni mi się to samo i nagle urywa się w pewnym momencie. Nie wiem co dalej, a to najbardziej mnie interesuje.
-O czym jest ten sen?
-Sen? Nic ważnego.- powiedziała.
-Skoro cię ciekawi to coś musi być na rzeczy.- usiadłem obok.- Powiesz mi o czym był ten sen?
-Raczej nie.- wypaliła.
Po tych słowach mocno się zdziwiłem.
-Słuchaj, nie chcę aby coś cię martwiło.- złapałem ją za dłoń.
-Ja też nie chcę cię martwić. 
-Hej, przecież mi możesz powiedzieć o wszystkim.
-Tak, wiem. Ale...
-Nie ma tutaj żadnego 'ale'.- przerwałem jej.- Nie zależnie co by to było, ja zawsze cię wysłucham i postaram się zrozumieć.
-Okay, no a więc śniła mi się...Alex.- wydukała.
-Oh.- Alex. Jedyna osoba, o której niezbyt miałem ochotę myśleć w tej chwili.- I śniła ci się Alex, co dalej?
-To może zacznę od początku. To było coś takiego: Alex wybiegła z waszego domu a ja zaczęłam ją gonić. Krzyknęłam za nią, ale gdy to usłyszała, to tylko odwróciła się przez ramię i pobiegła dalej.   Krzyknęłam jeszcze raz. Tym razem się zatrzymała. Zapytałam dlaczego wybiegła, dlaczego nie chciała się zatrzymać i powiedziałam, że ona coś ukrywa. Ona natomiast drżącym głosem powiedziała, że nic nie ukrywa i chciała żebym zostawiła ją samą. Znów zaczęła biec, a ja pobiegłam za nią. I tym oto sposobem znalazłyśmy się w jakimś lesie. - przerwała na chwilę, a następnie kontynuowała.- To w sumie tyle, ale czuję, że za tym kryje się coś więcej.  Mam wrażenie, że to zdarzyło się naprawdę, ale nie pamiętam. To może być tylko moja wyobraźnia. 
Głęboko zastanawiałem się nad każdym wypowiedzianym przez nią słowem.
-Wiesz co, może warto byłoby zgłosić się z tym do jakiegoś psychologa, czy coś w tym rodzaju....- powiedziałem po chwili.
-Chcesz mnie wysłać do psychiatry?!- oburzyła się.
-Nie! Nie chodziło mi o psychiatrę tylko o psychologa!- podniosłem ręce w geście obronnym.
-Ja nie ześwirowałam!- oparła głowę na dłoniach.
-No pewnie, że nie.- objąłem ją.- Ja po prostu myślę, że psycholog może pomóc rozwiązać ci tajemnicę tego snu.
-W sumie... Nie wiem. Może to i by był dobry pomysł. Muszę się jeszcze zastanowić...
-Spoko, ja nie naciskam.

*** P.O.V. Rydel ***

Przejście z parku do The Rage zajęło mi około piętnaście minut. Budynek wygląda tak jak sprzed laty. Nadal nie było napisu 'The Rage Entertainment Complex'. W dalszym ciągu był wielki duży napis 'Ridney Care Center'. Budynek jest dość sporej wielkości. 
Postanowiłam wejść do środka. 
Wszystko jak dawniej. Nic się nie zmieniło. Długi korytarz, a na czarno-czerwonych ścianach mnóstwo pucharów, dyplomów, medali. Jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Pamiętałam to wydarzenie. Wygraliśmy wtedy konkurs 'Starpower'. To był pierwszy w jakim wzięłam udział. Nie miałam pojęcia, że to przez tyle lat tu wisi.


Widziałam siebie na niektórych fotografiach, ale im bardziej zagłębiałam się w korytarz, tym zdjęcia były nowsze i robione w 'nowoczesnym stylu. Następnie spojrzałam na harmonogram zajęć, który wisiał na tablicy korkowej, a następnie na zegarek. O tej godzinie zajęcia są w sali numer 204. Tam więc się udałam. Uchyliłam delikatnie drzwi do wnętrza pomieszczenia. Zobaczyłam kobietę i grupkę dzieci dookoła niej. Tańczyli hip-hop. Wszyscy ubrani byli w żółto- czarne, podobne do siebie stroje. Oznacza to, że ćwiczą przed jakimś występem.
-I raz, dwa, trzy, cztery!- mówiła kobieta. 
Weszłam po chwili do pomieszczenia i usiadłam po cichu na krześle. Nagle kobieta przestała tańczyć. 
-Wow, wow, wow, zatrzymajcie muzykę!- rozkazała. 
Wszyscy przestali robić to co robią.
Po chwili podeszła do mnie.
-No nie wierzę własnym oczom, Rydel Mary Lynch!- mówiła.- Nie widziałam cię od wieków!
-Sierra? To ty?!- uścisnęłyśmy się.
Kompletnie nie poznałam brunetki. Strasznie się zmieniła, ale od lat prowadzi te same zajęcia.
-Co się do nas sprowadza?- zapytała.
-Wspomnienia.- rzuciłam krótko.
-To skoro wspomnienia, to może nam coś zatańczysz?
-Chętnie.
Dzieciaki zrobiły mi miejsce, a ja postawiłam na środku parkietu krzesło. Zaczęłam robić to co kocham.



***



*
*HR- Hollywood Records


~~~

Hej! ;*
Rozdział miał być wcześniej, ale cóż, wyszło jak wyszło.
Padły dziś imiona takie jak Jason, Brandon, Sierra. Wątki tych bohaterów nie będą rozwijane. 
Pamiętacie jak Mack zderzyła się z jakimś Jasonem w parku? Ten Jason to przyjaciel Chrisa.
Ale nie chcę wam już mieszać, więc usunęłam go z bohaterów.
A teraz takie pytanie: czyj wątek chcecie w następnym rozdziale?
Dużo obrazków dziś.
Jeszcze taka prośba: w komentarzu podajcie mi linki do swoich blogów bo blogger mi szwankuje.
XO

20 komentarzy = next


15 komentarzy:

  1. Chciałabym, aby w następnym rozdziale pojawił się wątek '-N' :3
    Nie posiadam bloga, ups ;/
    Emily^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. A i jeszcze jedno. Czyżby Rocky był -N? To jest niemożliwe, ale bardzo prawdopodobne. ;o Zabiłby Alex, aby być z Mack, ale to zdarzenie w teatrze. Coś mi nie gra. ;/ Daj więcej podpowiedzi co do -N. :3

      Usuń
    3. Znowu zmieniam zdanie co do -N. XD
      Myślę, że to Megan i Riker, a dlaczego? Jeszcze tego nie dopracowałam. :D/EmilyShort^^

      Usuń
  2. Strasznie mi się podoba ten rozdział! Ma coś w sobie takiego... innego? Wiem, tajemniczego!
    Znaczy, jakby nie patrzeć to niemal każdy taki jest, ale z każdym zagłębiam się w tę historię coraz bardziej :p
    Czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!
    Ale się wydarzyło :3
    Ten sen...
    W tym wszystkim chodzi o Rocky'ego prawda?
    Najpierw Alex, która była z Rocky'm, a teraz Mack?
    Czy mi już coś odbija? xD
    Masakra ;-;
    Rozdział wspaniały :3
    Pozdrawiam <5
    http://r5-miedzywymiarowa-szkola-herosow.blogspot.com/
    http://zycie-r5-w-przyszlosci.blogspot.com/
    http://r5-luminosity.blogspot.com/
    <5
    Lex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj trochę Megan i Rikera :)
      Bardzo rzadko o nich piszesz :)
      Możesz też dać Ellingtona *.*
      <5

      Usuń
  4. Okay... Rozdział długi, co mi się bardzo i to bardzo podoba. Nie wiem czemu, ale jak dla mnie Rocky i Mack nie pasuja do siebie. Moze dlatego, ze przyzwyczailam sie do Rossa i Mack? Tak, to pewnie to.
    Brakowalo mi tutaj -N. Zawsze wprowadzal/a do rozdziału troche grozy i takiego niezwyklego klimatu tajemnicy. To mi się podobało, haha...
    Ale od razu mowie, że ten rozdział mi się podobał.
    Zawsze kiedy czytam o TheRage wyobrażam sobie jak to studio taneczne naprawdę wyglada i jak odbywają się tam zajęcia... Takie rozkminy. Haha.
    Wątek? W następnym rozdziale? Hmmm... Trudne pytanie. Może Megan i Riker? Byłoby chyba najlepiej :)
    To tyle ode mnie. Czekam oczywiscie na next.
    Całuski ;**
    ~Julia
    Dodałam u siebie nowy rozdział, także zapraszam.
    R5-my-love-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja intulicja mi mówi że to ktoś z bardzo bliskiego otoczenia Mack jest tą -N. Ale pewnie jak zawsze się myli, trudno. Rozdział świetny, czekam na next xoxo
    - Layla
    http://lullaby-for-angel.blogspot.com/?m=1
    http://imsorrydady.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku! Jaki niesamowity rozdział! *.*
    -N gdzie jesteś? Czyżby znudziło się mu/jej? xD
    Wspaniały rozdział ;*
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie mi zabrakło tutaj -N
    Kocham ten wątek, co nie zmienia faktu, że blog nadal genialny :)
    Rozdział był długi.. bardzo długi (nigdy się nie potrafię rozpisać w rozdziałach, lol)
    Był genialny :*
    Zapraszam również do siebie
    http://story-of-jasmine.blogspot.com
    Pozdrawiam,
    ~ Gossip Girl

    OdpowiedzUsuń
  8. No heja!
    Wreszcie skomentuję!
    Rozdział amazing! ^^
    Jak zawsze of course :D
    Później przeczytam te wspomnienia Chrisa bo mi się nie chce :)
    Uuu... ~N dał sobie spokój?
    Nowość :0
    Albo to cisza przed burzą -.-
    Rocky! Pójście do psychologa?!
    Skonkretyzuj chłopie zdanie zanim coś powiesz!
    Dziewczyna myślała, że ją do psychiatry chcesz wysłać!
    A co do tego z kim chcę ten wątek, to... Ross i Mackuś *o*
    Pozdrawiam cieplutko <|3
    ~Suza

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :D
    Poproszę więcej wątków Ross'a i Mack! <3
    Ciekawe gdzie był Chris po tym wydarzeniu w teatrze...
    -N KTO TO W KOŃCU JEST?!
    Myślę, że to ktoś z R5, ale sama już nw
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń