czwartek, 23 lipca 2015

40. 'I hope you catch me when I land...'

Przeczytaj notkę! Nie jest długa. Z góry dziękuję.

*Ross's P.O.V.*

Siedziałem na kanapie w salonie u Naomi, podczas gdy ona szykowała się na nasz wypad na rolki. Co jak co, ale jej dom był ogromny, urządzony w nowoczesnym stylu. Duża, biała sofa stała w centrum salonu. Obok stały dwa fotele, których obicia przypominały paski zebry. Futrzane poduszki były ułożone symetrycznie, jakby ktoś linijką odmierzył odległości. Na ścianie wisiał ogromny telewizor firmy LG. Na wschodniej stronie pomieszczenia ulokowany był mały kominek z kawałkami węgla i niedopałkami w środku. Natomiast po stronie zachodniej było wyjście na taras, a stamdąd na basen. Śnieżnobiałe kafelki odbijały światło słoneczne. Na tafli wody unosiły się dmuchane materace, pontony aka pączki. W domu panowała cisza. Jedyny dźwięk pochodził z filtra wodnego w akwarium na komodzie. Wstałem z kanapy i ruszyłem w kierunku schodów. Na ścianach wisiały zdjęcia oraz masa dyplomów, wyróżnień. Na półkach stały złote puchary. Wszystkie były za osiągnięcia sportowe. Podniosłem jedną z nagród. Na złotej tabliczce wygrawerowany był napis: Najlepszy Zawodnik Meczu, Naomi Edwards. Turniej Koszykarski, Olympia 2010. 
-Podoba ci się?- góry niespodziewanie zeszła Naomi.
Podskoczyłem w miejscu, upuszczając statuetkę na ziemię. Ta rozbiła się na dwie części.
-Fuck.- powiedziałem do siebie, podnosząc złote części z paneli.- Przepraszam. Przynajmniej ostała się góra.- chwyciłem za jedno ucho.- Będzie można dokleić.
I w tym właśnie momencie odpadło i ono.
-Nic się nie stało.- powiedziała brunetka. zbierając pozostałe części.
-Ten puchar musiał być dla ciebie ważny.- odłożyłem odłamki na miejsce.- Nie wiedziałem, że grasz w kosza.
-Bo nie gram.- odparła.
-Masz puchar najlepszego zawodnika. Jak możesz nie grać w kosza. Jesteś w tym dobra. Chyba.
-Nie lubię tej gry, okay?- mówiła oschłym tonem.
-Dobra, nie wnikam.- uniosłem ręce w geście obrony.- Idziemy już?
-Oczywiście.- rozpromieniła się.
-Masz w zapasie jeszcze jedną parę rolek?- zapytałem.
-Pewnie!
-To fajnie.- uśmiechnąłem się szeroko, objąłem dziewczynę ramieniem i chwyciłem torbę sportową.
Wyszliśmy przed dom Naomi i przysiedliśmy na schodach aby włożyć rolki.
-Trochę dawno nie korzystałam z takiego środku transportu.- powiedziała ściskając mocniej sznurowadła.- Jeśli nie zaliczę gleby, to to będzie duży sukces.- zaśmiała się.
Jej długie, brązowe włosy spływały kaskadą po odkrytych ramionach. Wolałbym, żeby zaliczała coś innego niż chodnik.
-Jak coś, to cię złapię.- posłałem jej szeroki uśmiech.
Ona odwzajemniła go ukazując szereg białych zębów.
-Jedziemy?- wstałem i podałem jej dłoń.
-Oczywiście.- chwyciła mnie za rękę i ruszyliśmy przed siebie.
Na początku podczas jazdy tak trochę śmiesznie się chwiała, ale mistrzowsko utrzymywała równowagę.
-Wiesz co,- odezwałem się po chwili jazdy.- to dziwne, że chciałaś się umówić na randkę, z chłopakiem, którego znasz zaledwie kilka dni, a na dodatek, którego poznałaś w galerii handlowej.
-Na randkę? Nie miałam pojęcia, że to randka.
-Serio?- uniosłem brwi, a na moje usta wkradł się uśmiech.- To fajnie, że dziewczyna robi pierwszy ruch i zaprasza faceta NA RANDKĘ.- ciągnąłem to dalej, podkreślając wyraźnie dwa ostatnie słowa.
-Masz mnie.- nagle spoważniała.- Ja wiem kim jesteś, Ross. Ale proszę, poczekaj.- chwyciła mnie za przedramię.- Nie chcę żebyś myślał, że umówiłam się z tobą tylko dlatego, że jesteś sławny.- mówiła co raz szybciej.- Nie chcę żebyś myślał, że  podobasz mi się tylko dlatego, że jesteś bogaty, rozpoznawalny, Gdy cię spotkałam, wiedziałam, że nie jesteś zwykłym chłopakiem. Masz w sobie coś takiego, co przyciąga ludzi. Nie jesteś płytki.- Mackenzie też miała taki nawyk. Jak się denerwowała, mówiła strasznie szybko.- Jak to dobrze, że ci to powiedziałam. Jeśli teraz weźmiesz mnie za wariatkę, zrozumiem.
-Chwila, chwila...Podobam ci się.- zapytałem ostrożnie. I tak znałem odpowiedź. Lepsze jest pytanie komu się nie podobam. Przecież jestem Ross Shor Lynch.
-Chyba tak. Po tym monologu, który przed chwilą wygłosiłam, mogę stwierdzić, że tak.- mówiła już spokojniej.
-To fajnie.- objąłem ją ramieniem.- Więc teraz nie obrazisz się jak zacznę do ciebie mówić 'girlfriend'.- zrobiłem brewki.
-Nie obrażę się pod jednym warunkiem...
-Stawiasz warunki?- zaśmiałem się.- Słucham.
-Będę mogła do ciebie zwracać się 'boyfriend'.
-A więc, moja dziewczyno, wybierzemy się na lody?- zaproponowałem.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Sorry.- powiedziała szybko.- Zabrzmiało to trochę... Dwuznacznie.
-Widzę, że ktoś tu sobie fajnie kojarzy.- zaśmiałem się.
-Jaa, nie! Po prostu powiedziałeś to w dziwny sposób.- delikatnie uderzyła mnie w ramię.
Podeszliśmy do budki z lodami.
-W czym mogę pomóc?- zza budkowej lady wychyliła się głowa Nicole.
-Nicky?- zapytałem zdziwiony.- Co ty tu robisz?
-Sprzedaję mrożony jogurt.- rzuciła krótko.
-Widzę, ale... Dlaczego?
-Potrzebuję trochę kasy, a to jest świetna okazja, żeby trochę zarobić.- mówiła przecierając blat.- O, cześć, Naomi.
-To wy się znacie?- teraz zrobiło się trochę dziwnie.
-Ymmm, tak.- powiedziała Nah.- Może coś zamówimy?
-Spoko.- podszedłem bliżej do szyby, za którą znajdowały się lody.- Poproszę Beach Bunny Blitz.
-A ja Funky Nut Blast.
Wypłaciłem Nicole należność za jogurty i odjechaliśmy od budki.
-Ross,- usłyszałem jeszcze jej głos.- pozdrów Rocky'ego.
Kiwnąłem głową i odwróciłem się tyłem.
-Skąd znasz Nicole?- zapytałem Naomi, gdy się trochę oddaliliśmy.
-A poznałyśmy się... Kiedyś tam.- wsadziła w usta łyżkę lodów.

* * *
Te okulary nie dają mi spokoju. To jedyna rzecz, na której mogę się teraz skupić. Nie chciałam ich ukraść. Zapomniałam, że mam je na głowie i wyszłam. Nigdy w życiu nie ukradłam niczego. Nie chcę trafić do kicia przez okulary, których nawet nie chciałam. Muszę je jakoś oddać. Ale muszę zrobić to tak, żeby nikt nie się nie połapał. Wejdę do sklepu, rzucę je na półkę i wyjdę jakby nigdy nic. Wracam do tego sklepu w tej chwili.
Wzięłam z wieszaka torebkę i ruszyłam do wyjścia z mieszkania. Megan siedziała w kuchni z laptopem i słuchawkami na uszach. Nawet nie zauważyła, że wychodzę. Postanowiłam wziąć taksówkę do Venice. Po wyjściu z hotelu zatrzymałam pierwszy lepszy pojazd. Gdy wsiadłam do wnętrza pojazdu, okazało się, że tam już jest pasażer. W środku siedziała Susan. W dłoni trzymała małe lusterko i malowała usta. Na jej nosie jak zwykle gościły czarne okulary. Zaniemówiłam.
-Podoba ci się kolor?- zapytała.
-Tak, jest świetny.- powiedziałam  niepewnie.- Do Venice.- zwróciłam do taksówkarza. 
Utknęłam na pół godziny w taksówce.
-Jak tam po operacji?- zapytałam.
-Tak, jakby jej w ogóle nie było.- zwróciła twarz w moją stronę.
Jako, że nie miałam ochotę na rozmowę, odwróciłam głowę w stronę szyby.
-Co tam u ciebie słychać?- Sus ciągnęła konwersację.
-Wiesz, nic nowego.- nie odrywałam wzroku od szyby.- A co u ciebie?
Niezbyt mnie to interesowało. Po prostu chciałam być uprzejma.
-Też.- odrzekła krótko.
Taksówka przystanęła.
-O, ja już wysiadam. Do zobaczenia.-Susan zabrała torebkę i wysiadła.
-Cześć.- powiedziałam, gdy zamykała drzwi.
Dobrze, że wysiadła.

Taksówka podjechała na parking przy centrum handlowym w Venice. Wysiadłam i wyjęłam okulary z torebki. Wejść, oddać, wyjść. Szybko, nie zwracając na siebie uwagi. Weszłam do galerii i pomknęłam schodami do Zary. Rozejrzałam się po sklepie. Było całkiem sporo osób. Przeszłam między półkami i 'przypadkowo' wrzuciłam okulary na jedną z półek. Przeszłam jeszcze kawałek udając, że oglądam ubrania na wieszakach i skierowałam się do wyjścia. Przy samych drzwiach zatrzymał mnie ochroniarz.
-Przepraszam, przepraszam. Zgubiła pani okulary przeciwsłoneczne.- zwrócił do mnie.
-Ale... Ale to nie moje. Może pan sobie je zatrzymać. Do widzenia!-  wetknęłam okulary na głowę mężczyzny i wyszłam szybkim krokiem.
Tą sprawę możemy uznać za zamkniętą. Przez chwilę pomyślałam jeszcze o krótkich zakupach, ale postanowiłam je sobie odpuścić.
Idąc do wyjścia z centrum, przy stoliku w Yoshida- Sushi Bar zauważyłam Jordan. Bez zastanowienia przysiadłam się do niej. Blonynka siedziała i jadła nudle z krewetkami.
-Cześć.- powiedziałam.- Jak tam?
-Cześć, Mack.- uśmiechnęła się.- Dobrze, a tam?
-Spoko. Kiedy wyszłaś ze szpitala?- zapytałam.
-Kilka dni temu.- połykała kolejne kluski.
-Byłaś już... W domu?
-Nie, wybieram się tam wieczorem. Chcę zobaczyć jak duże są straty. Przepraszam cię, ale muszę już się zbierać.- odsunęła krzesło.
-Okay. Ja też już się zbieram. Do zobaczenia.
A więc nie mam nic więcej do zrobienia. Wracam do hotelu.

* * *
Rocky, Riker, Ellington i Ryland, który postanowił wpaść w odwiedziny do rodzeństwa, grali w bilard w piwnicy. 
-Przydałoby sie dokończyć piosenki na album.- mówił Riker uderzając kijem w bilę.- Terminy nas gonią.
-Wiem, wiem. Mam wszystko pozaczynane, ale nie umiem skończyć. Ostatnio wydarzyło się za dużo.- powiedział Rocky.- Nie mam siły siedzieć 24 godziny w ciemnym studiu i kończyć teksty.
-Mieliście jechać do Meksyku. Może teraz to dobra okazja żeby się stąd wyrwać?- wtrącił RyRy.
-Nie teraz młody.- wtrącił Ratliff.- Musimy jak najszybciej skończyć nasz album. 
-Poza tym od września wracamy na trasę. Teraz nagrywamy, albo czekamy do nowego roku.
-Może czekanie do nowego roku to nie byłby taki zły pomysł.
Lynchowie posłali mu spojrzenia, po których można było wywnioskować, że to nie jest dobry pomysł.
-To może od jutra wracamy  do studia. Skończymy to, co mamy do zrobienia i wybywamy do Meksyku.
-Popieram.- powiedzieli równocześnie Rocky i Ell.
-Macie na dzisiaj jakieś plany?- zapytał najmłodszy ze zgromadzonych, opierając się na klonowym kiju.
-Nie. Pewnie siedzimy w domu. Przed telewizorem. Z miską popcornu. Rany, musimy zrobić coś z naszym życiem.
-Może zrobimy dzisiaj grilla? Zaprosimy dziewczyny, może rodziców.- kontynuował Ryland.
-Coś a'la kolejny rodzinny obiadek? Ostatnim razem nie wyszło to dobrze.- podsumował Rik.
-Co mnie ominęło?- zapytał El-Rat.
-Była taka nieciekawa akc...- zaczął młody.
-Było co było, nie wracajmy do tego.- przerwał mu Rocky.
-No stary, jesteśmy przyjaciółmi. Co się wydarzyło?
-Po krótce- zaczął.- Po tym jak Ross i Mack się rozstali, a my zaczęliśmy się spotykać,  atmosfera była gęsta. Podczas obiadu wyszło na jaw to, że się spotykamy. Ross się wkurzył, wbił sobie talerz w rękę, pokrzyczeli na siebie z Mackenzie i teraz się nienawidzą. Shor uciekł do Colorado, a potem Rik musiał po niego jechać. Koniec.
-Zawsze jak nie ma nie w domu to dzieje się coś ciekawego.- posmutniał Ellington.
Nagle na górze rozległ się dzwonek do drzwi. 
-Otworzę.- Riker odłożył kij i pobiegł na górę.
Po kilku minutach wrócił z wielkim pudłem w ręku.
-To był kurier.- powiedział stawiając karton obok siedmiu podobnych wielkością. 
-Co to?- zapytał RyRy.
-Listy i prezenty od fanów. Z tygodnia na tydzień co raz więcej.- Rik opadł na kanapę.
-To trochę męczące.
-Co?
-To, że fani znają wasz adres.- odparł.
-Tak. Ostatnio jakieś fanki krzyczały pod naszym oknem jakieś trzy godziny.
-R5 Family z dnia na dzień mnie zaskakuje.
-Prawda,- mówił Ell.- są zaskakujący, ale i tak najlepsi. Bez wsparcia naszej rodzinki nie siedzielibyśmy w tej piwnicy martwiąc się o kolejny album.
Rik uśmiechnął się delikatnie. 
-Prawda.- chwycił do ręki gitarę i zaczął podśpiewywać.- Cause you rock my socks and it just can't stop, I want everything you got...
-And you rock my world- dołączyli się pozostali.- and you know it girl.
-Eh, to były czasy.- westchnął Rocky.
-Wiecie co, może w końcu czas skończyć rozpamiętywać tamte czasy. Było super, dzieciństwo w pełni udane. Chyba powoli czas dorosnąć. Zmieniliśmy się. Nie chcę już wspominać rocznika '09. To był dobry okres. Początek. Mam wrażenie, że zatrzymaliśmy się właśnie tam. Czas iść na przód. Ostatnio dużo myślałem o przeprowadzce. Zmienienia perspektywy. 
-Masz racje, przeprowadzka jest dobrym problemem. Zostawmy to wszystko za sobą.- kontynuował brunet.- Ta płyta to będzie nowy start. Wyjdźmy z jaskini, spójrzmy w słońce. Zacznijmy wszystko od nowa.
-Hollywood Records?- zapytał Rat.
-Hollywood Records.
-Ryland, ogarniesz zakupy na grilla i powiadom Rydel, ona się wszystkim już zajmie.
-Spoko.

*Jordan's P.O.V.*

Chwila prawdy. Wracam do domu. Albo raczej na miejsce, gdzie kiedyś stał mój dom. Wysiadłam z samochodu. No tak. Widok był taki, jakiego się spodziewałam. Dom był w stanie nienadającym się do użytku. Biały kolor zmienił się na szary. Spalone zasłony, weranda zawaliła się, a dach posypał. Cały budynek ogrodzony był żółtą taśmą. Na miejscu nie było już radiowozów, wozów strażackich. Na miejscu miałam spotkać się ze strażakiem, który jednocześnie był śledczym i nadzorował tę sprawę. Po chwili z granatowego Subaru wysiadł mężczyzna w żółtym stroju. 
-Witam, Dudley Irwin. Zajmowałem się sprawą pożaru. Ty jesteś Jordan?
-Tak, to ja.- odparłam.
-Jak widzisz dom nie nadaje się do ponownego zamieszkania. Do odrestaurowania też się nadaję. Zalecam rozbiórkę. 
-Domyśliłam się. 
-Pieniądze od firmy ubezpieczeniowej wpłynęły już na twoje konto.
-Co wywołało pożar?- zapytałam.
-Przyczyną było to:- wyjął z kieszeni zdjęcie, które przedstawiało spaloną lokówkę BaByliss i stary lakier do włosów.- A jedyną rzeczą, którą odzyskałem był płaszcz.- Pokazał mi po części zwęglony, czerwony płaszcz.

* * *

Now You See Me, Now You Don't

xo

-N

~~~
     Bardzo Was przepraszam za moją nieobecność. Na moje usprawiedliwienie... Nie, nie ma usprawiedliwiania. Zachowałam się nieodpowiedzialnie zostawiając tego bloga na taki kawał czasu. I'M SOOOO SORRY.
Dodam jeszcze, że rozdział miał być w zeszłą środę, ale miałam problemy techniczne. (Wszystkie informacje są dodawane na FB).
     A teraz tak z innej beczki: WYBIERA SIĘ KTOŚ NA M&G NA R5 [WARSZAWA]? Mam wejściówkę, ale obecnie nie mam z kim iść. :/
     I: ROZDZIAŁ 41 JEST JUŻ NAPISANY. SPRZEDAM ZA 10 KOMENTARZY.
Obiecałam, że nie będzie długo, więc
Do następnego!
xoxo




6 komentarzy:

  1. Yeay nowy rodział 🙌 czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było mnie tu, Ciebie też. Uznajmy, że jesteśmy kwita. XD
    Nie ogarniam tych wszystkich dziewczyn. Czytam, czytam... Do zakładki z bohaterami... Czytam, czytam. Tak to wygląda. Haha.
    Mogłabyś już powiedzieć, kim jest N. No tak mnie to męczy, że sobie nie wyobrażasz. Nawet, gdy mi się wydaje, że już wiem, to piszesz jedno zdanie, że ktoś na kogoś krzywo spojrzał i już mam wątpliwości, co do swojej teorii.
    Tak sobie myślę, że Twój styl bardzo się rozwinął. Naprawdę. Dużo bardziej podobają mi się te obecne rozdziały, chociaż nie lubię tego typu historii. Jednak tą czytam z przyjemnością.
    Najbardziej z tego rozdziału podoba mi się fragment w piwnicy. <3 Ale i tak nikomu nie ufam i nie mogę powiedzieć, że kogoś lubię. XD
    LUDZIE PISZCIE TE KOMENTARZE. JA CHCĘ ROZDZIAŁ!
    C:
    Do następnego!
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny! :D Piszesz naprawdę świetnie, życzę weny i oczywiście czekam na next. :D Pozdrawiam Nancy :*

    OdpowiedzUsuń
  4. OMFG ten szablon to życie!
    Avek masz zacny nie powiem ;* hahaha Loves wszędzie sie spotkają! XD
    Rozdział genialny!
    Piszesz genialnie! :)
    No to czekam na następny! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. R5 na nowo? Dobry pomysł! Przeprowadzka dobrze im zrobi :)
    Nadal zostaje przy Rossie i Mack jednak Ross zachowuje się jak dupek! Myślę że Naomi ma coś do ukrycia.. I to nie jedno. W ogóle jest dla mnie jakaś podejrzana -_-
    Świetny rozdział i czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam kupić rozdział 41 ale już jest. XD No pozdrawiam;) Emily

    OdpowiedzUsuń