czwartek, 20 sierpnia 2015

41. 'You and I go rough, we keep throwing things and slammin' the doors...'

*Rydel*

Moi kochani bracia postanowili urządzić spontanicznego grilla. No w sumie pomysł jest dobry, ale oni pojechali do studia, a przygotowanie tego wszystkiego zostawili mnie. Postanowiłam zaprosić tylko Mackenzie i Megan. Nie chciałam robić nie wiadomo jakiej imprezy, bo to zawsze kończy się tak samo- pijani ludzie tańczący na stole, migdalące się po kątach pary etc. Nie mam ochoty na kolejne próby opanowania dzikiego, pijanego tłumu. Co jak co, ale moje rodzeństwo pić nie umie. Wysłałam jeszcze wiadomość do Rossa. Oczywiście gdyby wrócił do domu to, Książę by się bulwersował, że nic o niczym nie wiedział. Jak nie przeczyta, to będzie jego problem. Mam już dosyć tych jego fochów. Myśli, że to on jest zawsze najważniejszy. I tak dzieciak ma za dobrze, jest najmłodszy, a 'dostaje' najwięcej.
Zakupy zdecydowałam się zrobić w najbliższym supermarkecie. Wzięłam koszyk i po kolei wkładałam do niego produkty: trochę warzyw, jakieś mięso, szaszłyki, czipsy, pianki, ciastka i inne smakołyki. Wzięłam jeszcze kilka butelek wody i soków. Poszłam do kasy po drodze zgarniając jeszcze paczkę M&Ms. Wrzuciłam wszystkie produkty na taśmę i naglę poczułam, że ktoś najechał mi na stopę dużym wózkiem. 
-Auć.- jęknęłam. 
Odwróciłam się i za sobą zobaczyłam Jake'a. 
-Cześć.- uśmiechnęłam się szeroko. 
-Rydel! Cześć. Co tam słychać?- odwzajemnił uśmiech.
-Po staremu.- powiedziałam krótko.- A co u ciebie? Słyszałam o trasie po Stanach. Na ile zabierasz się z L.A.?
-Na zawsze.
-C-Co?- zamurowało mnie.- Jak to 'na zawsze'?
-Po trasie przeprowadzam się na Florydę, wiesz, Miami.
-Oh, to fajnie. Miami jest super.- nie wiedziałam co mam powiedzieć. Nie ukrywam, smutno mi, że Jake wyjeżdża. Jeszcze niedawno miałam okazję, aby go bliżej poznać, ale zmarnowałam tę szansę. JJ to super chłopak.
-Mam nadzieję, że kiedyś mnie odwiedzisz.- przeczesał dłonią krótkie, brązowe włosy.
-Jasne. Podczas następnej trasy pewnie odwiedzimy Miami, to wpadnę.
-Wy też niedługo wracacie na trasę. Życie w biegu.
-Nawet nie wiesz jak bardzo.- westchnęłam.
-Pamiętaj, niezależnie od tego, jak daleko od siebie będziemy, zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dzięki, doceniam to.
-Spotykałaś się ostatnio z Cassandrą?- zapytał.
No tak, Cass wróciła do L.A. a ja ani razu się z nią jeszcze nie spotkałam. Jestem super przyjaciółką. Chociaż, ona wyjechała na kilka lat i też się nie odzywała. 
-Nie, a co?
-Ona jedzie ze mną w trasę i prawdopodobnie przeprowadza się do Miami.
-Wy... Zamieszkacie razem?- zapytałam. Trochę to dziwne i... niestosowne? W końcu znają się krótko.
-Nie, nie. Oboje będziemy mieszkać na Florydzie, ale w innych miejscach.
-Cass zawsze nosiło po świecie.
-Pięćdziesiąt siedem dolarów.- naszą rozmowę przerwał głos kasjerki. 
Podałam kobiecie gotówkę i włożyłam produkty do siatki. Poczekałam chwilę na Millera, aż on ogarnie swoje zakupy. Chłopak zapłacił i razem wyszliśmy. 
-Kiedy ruszasz... Ruszacie w trasę?
-Za dwa dni. Trwają już ostatnie przygotowania.
-Czyli straszna nerwówka.
-Mniej więcej.
-Hej, organizujemy dzisiaj wieczorem grilla. Wpadniecie z Cassandrą?
-Chętnie!- powiedział.- Teraz muszę lecieć, ale wieczorem wpadniemy. Do zobaczenia, Delly!
-Pa!
Spotkanie Jake'a było miłym akcentem dzisiejszego dnia. Teraz kierunek: dom. Wymyśliłam kilka nowych przekąsek. Ostatnimi czasy coraz bardziej lubię gotowanie. To naprawdę fajna sprawa. Przyrządzimy (tradycyjnie) s'mores, kukurydzę z pesto, nachos i jogurtowy dip, roladki bekonowe. Mam nadzieję, że atmosfera będzie przyjemna. Choć Mack, Ross i Rocky przy jednym stole. Nie chcę, aby moja nowa zastawa się potłukła. Wróciłam do marketu i kupiłam zestaw papierowych talerzyków, kubków i plastikowe sztućce. Jeśli ktoś będzie chciał kogoś zadziać, raczej nie będzie to łatwe do wykonania plastikowym widelcem. Może to będzie dobra okazja, aby się pogodzić? Znaczy pogodzić nasze święte trio. Będzie dobrze. Jeśli ty, Rydel Mary Lynch, nie poradzisz sobie z tym, to kto?

Do domu dotarłam w błyskawicznym tempie. Mam około dwie godziny do przygotowania wszystkiego na dzisiejsze spotkanie. Byłam sama w domu. Ross gdzieś wybył rano i nie wrócił, a pozostali domownicy siedzą nadal w studio. Postawiłam papierowe torby na stole i wyszłam do ogrodu. Małą miotełką do kurzu wyczyściłam grill z czerwonej cegły, przetarłam szmatką stół i krzesła, a ścieżkę zamiotłam. Uporałam się z tym w piętnaście minut. Kolejno zabrałam się za przygotowanie przekąsek. Czipsy przesypałam do misek i wystawiłam napoje. Teraz czas na wszystkie inne dania. Czeka mnie dużo pracy. Wyjęłam warzywa i zaczęłam kroić je w drobną kostkę, gdy drzwi do domu się otworzyły. Przez nie wparował jak zwykle rozbawiony, nie wiadomo przez co, Ellington.
-Cześć, Dells.- podkradł marchewkę z deski do krojenia.
-Zostaw.- smagnęłam go po dłoniach.
-Co tam słychać?- zapytał.
-Szykuję jedzenie. Jak tam praca w HR?
-Dzisiaj był dobry dzień. Już niedługo możemy zbierać się na nagrania, ale jeszcze czeka nas kilka sesji. Musimy się zebrać całą ekipą i przysiąść żeby w końcu to dokończyć. - chwycił jeszcze jedną Marchewkę.
-Elluś, masz jakieś plany na najbliższe dwie godziny?
-Nie, raczej nie.- teraz zabrał się za podjadanie cukinii.
-To...- zarzuciłam mu na szyję fartuch.- Pomożesz mi gotować.
-Rydel...- jęknął.
-No co? Chwytaj ten nóż i zabieraj się za robienie pesto, Chef Ratlff.- podsunęłam mu pod nos bazylię.- A gdzie jest reszta tych przygłupów?- zabrałam się za obieranie kukurydzy.
-Rocky dostał nagłego przypływu weny, ale niedługo mają wracać.- Ugniatał bazylię z parmezanem.- Ej, przygłupów? Ranisz.
Przewróciłam oczami i wrzuciłam kukurydzę do miski.
-Kto się pojawi na naszej imprezce?- zapytał.
-To nie żadna 'imprezka' tylko kameralne spotkanie.
-To kto się pojawi na naszym 'kameralnym spotkaniu'.- zrobił cudzysłów palcami.
-Nasza piątka plus Ryland, Mack i Meg, Jake i Cass. Chyba w sumie tyle.
-Rocky, Ross i Mack w jednym pomieszczeniu. Czy to bezpieczne?
-Kupiłam papierową zastawę.
-Dobre i tyle.- przerwał siekanie.- Słyszałaś, że Miller jedzie w trasę?
-Oczywiście. Zabiera ze sobą Cassandrę i po trasie wyprowadzają się na Florydę.
-Ciekawie. Cass znów nie zabawiła długo w jednym miejscu. Pojawia się i znika.
-Myślisz, że to dobry pomysł, że ją zaprosiłam?- zaprzestałam krojenia.
-Pewnie, że tak. Zawsze to nowa okazja, żeby pogadać.
-Może i tak. Koniec gadania. Zabieraj się za te nachosy.

* * *
Gdy tylko wróciłam do hotelu, otrzymałam sms'a od Rydel, w którym powiadomiła mnie o tym, że organizuje grilla. Taka mała prywatka. Z chęcią bym poszła, ale nie jestem pewna. To dobry sposób na spędzenie trochę czasu z Rocky'm i jego rodzeństwem. Dawno nie spotykaliśmy się w pełnym gronie. Co to 'terapełtki', odpuszczę ją sobie. Nie chcę, aby ktoś dodatkowo mieszał mi w głowie. Takie same podejście mam do -N. Puki pogróżki nie staną się groźne, nie mam zamiaru nic z tym robić. Może problem sam zniknie? Nie mam ochoty zaprzątać sobie głowy jakimś anonimowym człowiekiem, który wyrósł nagle spod ziemi i wyobraża sobie, że może wtrącać się w moje życie. To MOJE życie, MOJE wakacje, MOI przyjaciele i MOJA... komórka i kolejny anonimowy mail.

OD: BLOCKED ID
T: Miłego grilla, będzie ciekawie, Słonko. -N

Tym razem postanowiłam odpisać. Dowiem się kto to jest. Ten ktoś nie będzie ukrywał się przez całe życie. Szybko wystukałam odpowiedź:

Kim do cholery jesteś?

Na kolejną wiadomość nie musiałam długo czekać.

Kim? Przyjacielem. 

Zamknęłam laptopa i odłożyłam go na toaletkę. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni, gdzie Megan nadal siedziała przy laptopie. Zerknęłam jej przez ramię na ekran.
-Z kim piszesz?- zapytałam.
-Wysyłam maila do Rikera. Właśnie wraca do domu. Mamy zaproszenie na...
-Na grilla.- dokończyłam.- Rydel wysłała mi sms'a.
-Idziemy?- wylogowała się z systemu.
-Pewnie, czemu nie?
-Wiesz, tam też będzie Ross.- podniosła się i wzięła jabłko z misy z owocami.- Ostatni raz jak się widzieliście polała się krew.- uśmiechnęła się.
-Śmieszne.- odkręciłam butelkę z wodą i wzięłam małego łyka.- Nie wszystko na świecie kręci się wokół Rossa.
-Whatever.- wzruszyła ramionami.- Może już jedźmy to pomożemy Delly z organizacją. Jakby nie patrzeć jest tam jedyną dziewczyną.
-Spoko.- odłożyłam butelkę.
Wrzuciłam potrzebne rzeczy  do torebki i wyszłyśmy z hotelu.

*Ross*

-Nieźle ci idzie.- roześmiany zwróciłem do Naomi, której z chwili na chwile ciężej było złapać równowagę.
-Nie śmiej się. To nie takie łatwe.- zaśmiała się.- Ja się chyba poddaję.- opadła na ławkę i zdjęła rolki z nóg.- Do domu wracam pieszo.
-Może wpadniesz do mnie?- zaproponowałem.
-No nie wiem, nie jestem pewna...
-Do mnie jest znacznie bliżej i nie trzeba iść na boska przez pół miasta.
-Skoro tak obracasz sprawę.- uśmiechnęła się.
Ja również pozbyłem się butów na kółkach z nóg i wspólnie poszliśmy w znanym mi kierunku.
-Ej,- wpadłem na kolejny genialny pomysł.- pójdźmy na chwilę na plażę.
-Po co. Ross?- jęknęła zmęczona.
-Nie marudź tylko chodź.- pociągnąłem ją za rękę w stronę Pacyfiku.
Po chwili znaleźliśmy się na plaży.
-Ross,- jęknęła ponownie.- jestem zmęczona.
-Oj tam.- pociągnąłem ją w kierunku wody i lekko ochlapałem. 
-Hej, przestań.- powiedziała i również dostałem słoną wodą po twarzy. 
Chwilę później zaczęliśmy się chlapać. Nagle dziewczyna straciła równowagę i poleciała w dół. Zdążyła jednak złapać mnie za koszulkę i wylądowaliśmy na w wodzie.
-Widzisz co narobiłaś?- zaśmiałem się. 
Po chwili leżenia na glebie, podnieśliśmy się i już na serio ruszyliśmy w stronę mojego domu.
-Jesteśmy razem, a nic o tobie nie wiem.- przerwała panującą ciszę.
-Wiesz, mówiłaś, że to ci nie przeszkadza, że się krótko znamy i...
-Nie, nie to miałam na myśli.- przerwała mi szybko.- Opowiedz mi coś o sobie.
-Jestem Ross...- zacząłem.
-Serio? Nie domyśliłabym się.- rzuciła sarkastycznie.
Przewróciłem oczami i kontynuowałem mówienie.
-Interesuję się lotnictwem, mam rodzeństwo, które we wszystko się wtrąca i lubię naleśniki.
-Fajnie.
Po tym nastała niezręczna cisza. W oddali słychać było szum morza, a tu bliżej warkoty silników, skrzeki mew. Jakieś dzieci na boisku z boku grały w piłkę, głośno się przy tym śmiejąc.
-Daleko jeszcze?- błogi moment przerwała brunetka.
-Nie, już prawie jesteśmy.- skłamałem, ukrywając fakt, że jesteśmy jakieś dwanaście kilometrów od domu.

*Rocky*

Po powrocie do domu ze studia, od razu pobiegłem do swojego pokoju, gdzie wylądowałem prosto przed monitorem komputera. Postanowiłem po miksować trochę na własną rękę. Dzisiaj wyjątkowo dobrze nam się pisało. To pewnie przez słowa Rikera, które dały wszystkim niezłego kopa. Wielkimi krokami zbliża się koniec pracy nad drugim albumem. Wszystko idzie bez najmniejszego problemu. Tak jakby wena wróciła. Jest lepiej. Jakoś to się ułożyło. Pomijając ostatnią sprzeczkę z udziałem Rossa, to wszystko jest idealnie. Brak kłótni, miła atmosfera. Całe napięcie gdzieś zniknęło. Wracamy do starych zwyczajów- urządzamy grilla. Czuję, że miło spędzimy wieczór.
Cały kawałek jest mniej więcej złożony do kupy. Co jak co, ale bardzo mi się podoba. Ale to nie zmienia faktu, że trzeba jeszcze trochę nad nią posiedzieć. Cytując Rikera: 'trzeba wyjść z jaskini i spojrzeć w słońce'. Tak postanowiłem zrobić. Wyszedłem na balkon i spojrzałem prosto w słońce. Gwiazda natychmiast mnie oślepiła i padłem plackiem na ziemię. Gdy w miarę odzyskałem ostrość widzenia (nie licząc czarnych plamek, latających mi przed oczami), zobaczyłem pochylającą się nade mną postać.
-Widzę, że uciąłeś sobie drzemkę, ale dlaczego na ziemi?- to była chichocząca Mackenzie, która wpatrywała się we mnie z sodą DrPepper w dłoni. Dziewczyna podała mi drugą rękę i pomogła wstać.
-Umiem zasnąć dosłownie wszędzie, więc wiesz.- posłałem jej uśmiech.
-Rydel już wszystko naszykowała i kazała mi cię zawołać.
-Dawno przyjechałyście?- zapytałem wchodząc z powrotem do pokoju.- Bo rozumiem, że Megan też jest tutaj.
-Nie, dopiero co.- powiedziała.- Idziemy na dół?
-Jasne.- przysiadłem jeszcze na chwilę do komputera, zapisałem to, nad czym pracowałem jako 'Soda Pop' i zamknąłem system.
Gdy zeszliśmy na dół, faktycznie okazało się, że wszystko było już naszykowane. Za dużym stołem pod krytą altaną, obok murowanego pieca siedzieli Rydel, Ellington, Megan, Riker, Ryland, jego dziewczyna Savannah, Jake i Cass. Brakowało tylko Rossa.
-Siadajcie.- uśmiechnęła się Delly i podsunęła nam pod nosy tacę z nachosami.
-Ale ładnie pachną.- chwyciłem kilka kawałków tortilli.
-Ellington sam przyrządzał.- wychwalała go blondynka, a ja natychmiast upuściłem chrupki.
-Że niby sam? To ja dzisiaj podziękuję.
-Dziękuję, PRZYJACIELU.- oburzył się.
Wszyscy wybuchli śmiechem.
-Słyszałem, że wyjeżdżasz i zabierasz ze sobą Cassandrę.- skierowałem do Jake'a.
-Tak, jakoś się tak wyszło.- uśmiechnął się.
-Tylko dbaj o nią, bo jak nie...- pogroziłem mu palcem jak nasz ojciec.
Miller tylko się uśmiechnął.
-Będę, będę...

* * *

Cały wieczór przebiegał w bardzo miłej atmosferze. Nie było tylko najmłodszego członka R5. Może to i lepiej? Chociarz rodzina się integruje, a on woli szlajać się po mieście. Spoko. Nie mam nic przeciwko. To jego życie, niech robi co chce. 
Zabawa w ogrodzie trwała w najlepsze, pomimo niewielkiego deszczu, który właśnie zaczą padać. Pomagałam właśnie Delly wynosić brudne tace po nachosach i pesto, aby zrobić miejsce dla roladek bekonowych, które przygotowała dziewczyna. Co jak co, ale widać, że ma smykałkę do gotowania. Pewnie ten talent odziedziczyła po mamie. 
Wróciłam pod altanę, gdy nagle furtka do ogrodu się otworzyła, a całe towarzystwo zamilkło. Na teren posesji wpadł głośno się śmiejąc, przemoczony Ross z jakąś dziewczyną, którą obejmował. 
-Cześć, ludzie.- rzucił pospiesznie, wkładając sobie całą roladkę do ust.
-Nie wiedziałem, że będziemy mieli nowych gości.- odezwał się oschle Riker.
-To Naomi.- wsazał na dziewczynę, która lekko się speszyła. 
Wstałam od stołu i poszłam do kuchni. Nie miałam ochoty patrzeć jak blondasek robi z siebie idiotę.
-Ross, możemy pogadać?- usłyszałam za plecami.
-Ymm, nie.- brązowooki wsunął kolejną roladkę i poszedł za mną do kuchni.
Minął mnie bez słowa i z szawki wyciągnął syrop klonowy. Skierował się do wyjścia do ogrodu, lecz mijając kuchenną wysepkę szturchną mnie niechcący w ramię. 
-Możesz przestać?- odezwałam się ostro.
-No chyba nie powiesz, że cię to bolało. Poza tym nie chciałem cię szturchnąć, więc sorry.- odprał lekceważąco.
-Wiesz, że nie o to mi chodzi.
-To o co?!- wyrzucił ręce w góre.
-Przecież wiesz o co! Przestań w końcu zachowywać się jak dziecko i mne unikać!
-I że niby to ja zachowuję się jak dziecko?! Spójrz na siebie księżniczko! To ty zaczęłaś!
-Tak, bo najlepiej teraz przerzucać się odpowiedzialnością!
-A kto pierwszy to zaczął?!
-A kto przyszedł do domu, zaczął zachowywać się jak kompletny idiota?!
-Kto pierwszy mnie oszukał i wyjechał?!
-Nadal żywisz do mnie urazę za to?! Mógłbyś w końcu skończyć. Za kogo ty mnie masz?!
-Za kogo?! Za zarozumiałą księżniczkę, za dziecko, które zawsze się obraża, gdy nie dostaje tego co chce. 
-Wiesz co? Za każdym razem gdy tylko zaczynamy 'rozmowę', to ty zaczynasz się drzeć!
-Aha, a gdybym ja zapytał 'za kogo ty mnie masz?!'- zaczął mnie przedrzeźniać.- To co być odpowiedziała?! Jakoś nie oczekiwałbym cudów. Przestałabyś się w końcu wściekać.
-Trudo się nie wściekać, jeśli się słyszy od drugiej osoby, że jest się nic nie wartym!
-A niby za kogo ty mnie masz?!- prychnął.
-Za osobę, która była moim całym światem.
Teraz już nie wytrzymałam. Wybiegłam z domu Lynch'ów, zostawiając mój cały świat za sobą. Pieprzony idiota.

Siedziałam na balkonie w swoim pokoju w hotelu. Zdążyłam już trochę ochłonąć. Gdy pochłaniam kolejne opakowanie budyniu, usłyszałam dźwięk sms'a.

OD:BLOCKED ID
T: Chcesz się na nim zemścić? Mogę ci pomóc, Skarbie. -N

* * *


18 komentarzy:

  1. Super! Nie mogę się doczekać, aż akcja się rozwinie. Dziwne było to z tym, że będzie ciekawie na grillu, i o to mi chodziło z tym rozwinięciem. Nie, w sumie z tą zemstą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za komentarz. :) Grilla spieprzyłam. Totalnie mi sie niepodoba co ja tam nawyrabialam. Miało byc lepiej... :/

      Usuń
  2. Najpierw głośne awww z powodu Maroon 5. Teraz mogę zacząć cokolwiek pisać.
    Jak tylko zobaczyłam, że dodałaś rozdział, zrobiło mi się strasznie głupio. Ostatnio zaniedbałam tego bloga i "wyszłam" z tej historii. Wraz z wyrzutami sumienia, pojawiła się chęć na przeczytanie bloga od nowa, jednak, jak tylko zdałam sobie sprawę z tego, że ta historia jest mi bardzo dobrze znana, wybrałam przeczytanie ostatnich 3 rozdziałów, bo jakby z nimi byłam w tyle. Przeczytałam i moje zafascynowanie tym blogiem wróciło!
    Kurczę, jak tylko pomyślę, ile ty pracy wkładasz w te rozdziały :o
    Co do rozdziału, jest świetny. Przez cały ten czas nie miałam osoby z którą chciałabym, żeby Kenzie była, ale po ostatnich zdaniach tego rozdziału, wybrałam Rossa.
    Serce pękło mi na setki kawałeczków. To było strasznie przykre.
    Koniec tego dobrego... Nie wytrzymam ani chwili, nie wiedząc kim jest -N! Myślałam, że to ta Nowa dziewczyna Rossa, ale to mi nie pasuje. Kim jest -N i czego chce!? Nie rozumiem tego, najpierw utrudnia Mack życie, a potem chce jej pomóc. O co chodzi? To jest dla mnie wielką tajemnicą.
    Nie mogę doczekać się next!
    Widzę tu wielki talent, no!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maroon 5 są najlepsi! <3
      Bardzo dziękuje za te miłe słowa. Jesteś kochana! <3
      z tym -N (nie wiem czy juz o tym wspominałam) to juz mi samej zaczyna sie wszystko mieszać.
      Jeszcze raz dziękuje! ❤️

      Usuń
  3. Świetny rozdział, czekam na nn *.*
    Btw świetny szablon 👌👌

    OdpowiedzUsuń
  4. Iggy!
    Widząc, iż dodałaś nowy rozdział, uśmiechnęłam się szeroko. Miałam ochotę na przeczytanie jakiegoś starego, dobrego bloga. Nie żebym Cię jakoś obrażała czy coś. Potraktuj to jako komplement. Mam sentyment do pierwszych blogów, jakie zaczęłam czytać. Cały ten badziewny chłam, który powstaje na podwalinach naszych blogów jest straszny, niszczy mózg. Czytasz i masz wrażenie, że już gdzieś to czytałaś. I nagle uświadamiasz sobie, że przecież sama napisałaś kiedyś coś podobnego. Wnerwiają tacy ludzie, oj, wnerwiają.

    Zatłukę za grilla. Nie masz pojęcia, jaka głodna się zrobiłam. Taaatooo! Pakuj samochód, jedziemy nad jezioro!
    Muszę Cię pochwalić za ten rozdział. Jest taki prosty, normalny, miły. Oprócz dwóch zdań o N. Ale tak naprawdę nikt nie próbował nikogo zabić, więc było dobrze. Taki sympatyczny, luźny rozdział. Brawo. Chyba takiego trzeba nam było.
    Ross jest straszny. Poważnie. Ten dzieciak mnie denerwuje. Zachowuje się rozpieszczony bachor. Niech Mack zaakceptuje propozycję N. C:
    N to Megan. Mówię Wam wszystkim.
    Och, no i cieszę się, że zmieniłaś szablon. Już dawno miałam Ci powiedzieć, że słodki róż nie pasuje do tej historii. Ten o wiele bardziej mi się podoba. ;)
    xoxo
    ~Liv~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Livia! Stęskniłam sie!
      'Chłam na podwalinach naszych blogów' z tym sie zgodzę bo widziałam kilka plagiatów nie tylko mojego bloga, ale i twoich i innych bloggerek...
      Nikt nie próbował... Do czasu... :D
      Dużo u mnie śmierci było :O teraz dopiero zdałam sobie z tego sprawę :o
      Dziękuje, ci moja droga za komentarz, twoje słowa na maksa motywują! Kocham ❤️❤️

      Usuń
  5. Zapraszam!
    Chamska reklama: mystery-love-raura.blogspot.com
    Super blog ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog jest naprawde super. Rozdział świetny. Jestem ciekawa jak się ta historia rozwinie. Czekam na nastepny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest niesamowity. Chyba zwariuje jeśli nie dowiem się co wydarzy się dalej. Umieram z ciekawości. Szkoda, że w szkole nie ma takich lektur.

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Piszesz naprawdę rewelacyjnie. Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń