Za chwilę przyszła kolejna wiadomość.
T: No dawaj, Mackenzie. Wiem, że tego chcesz.
No w sumie to chcę, ale wiem, do czego -N jest zdolny/a.
T: Nic mu się nie stanie. Po prostu dostanie nauczkę.
Skoro Ross zbytnio nie ucierpi, a tylko 'dostanie nauczkę', zgodziłam się.
A: Skoro Rossowi nic nie będzie, to wchodzę. Co mam zrobić?
Odpowiedź znów przyszła błyskawicznie.
T: Zostaw wszystko mnie. Spraw tylko, aby Ross pojawił się jutro na imprezie pożegnalnej Jake'a.
Nie jestem do końca pewna czy robię dobrze. Na samym początku -N robił mi na złość, a teraz chce mi pomóc. To dziwne, ale słowo się rzekło- już za późno aby się wycofać. Poza tym, nie wiedziałam, że Miller urządza imprezę. -N wie dużo. Zbyt dużo. A co jeśli właśnie wykopałam się w jeszcze większe bagno? Trudno. Poza tym, co jeszcze może mi zrobić -N? Zabić mnie? Wątpię. Ma za dużo do stracenia. Jeśli coś pójdzie nie tak, wycofam się. Poza tym skoro Rossowi nic się nie stanie, tylko dostanie nauczkę, to mogę na spokojnie się zgodzić.
-Cześć.- drzwi balkonu otworzyły się, a ja podskoczyłam na krześle.
To tylko Megan.
-Ale mnie wystraszyłaś.- powiedziałam, odkładając telefon na blat stolika.
-Wiem, że moje włosy pod wypływem wilgoci robią się koszmarne, ale chyba tak źle nie wyglądam.- zaśmiała się.
Posłałam jej lekki uśmiech.
-Teraz mów, co się stało w kuchni.- przysunęła krzesło i usiadła na nim okrakiem.
-To co zwykle.- zwruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w dachy wieżowców, które rozmieszczone były wokół Słonecznej Wieży.
-Byliście taką cudowną parą. Kochaliście się, byliście niesamowici. Pamiętam jak jeszcze namawiałaś mnie na związek z Rikerem, bo chciałaś żebym poczuła się tak jak ty. Zostałaś. Macie jeszcze szanse.
-Megan. To nie miałoby sensu.- wbiłam w nią wzrok.- My nawet teraz nie potrafimy normalnie porozmawiać. Każda nasza rozmowa kończy się wrzaskami. Nie możemy nawet przez chwilę pobyć w tym samym pomieszczeniu. Wszystko co muszę zrobić, to unikać Rossa. Tyle. Nie chcę przez to rozwalić mojej przyjaźni z Rydel, relacji z Rocky'm. Nie chcę omijać domu Lynch'ów. Ale ja i Ross... To 'coś' nie ma przyszłości. Przepraszam.
-Przepraszasz w tej chwili nie właściwą osobę.- złapała mnie za nadgarstek.- Ale jeśli byście przegadali sprawę... Spróbowali jeszcze raz? Od nowa...
-Ile razy można próbować od nowa? Nie ma sensu na siłę scalać tego, co się na dobre rozpadło.
-Spójrz na to z innej perspektywy.- nie dawała za wygraną.- Zamknij oczy i wyobraź sobie siebie za kilkanaście lat. Co widzisz?
-Londyn. Balet.- rzuciłam bez zastanowienia.
-Coś jeszcze?
-Nie.
-Czyli Londyn, rozwijanie się pod względem tańca i samotość.- opadła na fotel.
-Jak to 'samotność'?- otworzyłam oczy.
-Co jeśli Ross to był ten jednyny?- z powrotem podniosła się do pozycji siedzącej, opierając łokcie o kolana.- Jak wolisz, ale wiedz, że nigdy nie jest zapóźno żeby coś naprawić. Trzeba w to tylko włożyć trochę wysiłku.
-Co jeśli Rocky to ten jednyny? Nie naciskaj na mnie. Co jeśli poznam kogoś w Lonynie i to będzie ten jedyny?- teraz już nie wytrzymałam. Slowa wylatywały ze mnie, jakby ktoś wytrzeliwywyał je z procy.- To są muzycy, są sławi, miliony dziewczyn się za nimi układają. Poza tym, kurczę, nawet jakbyśmy tu mieszkały to i tak oni jeździli by w te swoje trasy. Taki związek nie ma sensu. Nie widzisz tego? Nawet jakbym chciała, żeby coś więcej było między mną i Rossem, czy między mną a Rocky'm, czy nawet spodobałby mi się Ratliff, czy ktokolwiek inny... Przejżałam w końcu na oczy. Tyle się stało przez ten czas. W końcu to zrozumiałam...
-Ale... Rocky...
-Ja go już nie kocham, Meg.
-Cześć.- drzwi balkonu otworzyły się, a ja podskoczyłam na krześle.
To tylko Megan.
-Ale mnie wystraszyłaś.- powiedziałam, odkładając telefon na blat stolika.
-Wiem, że moje włosy pod wypływem wilgoci robią się koszmarne, ale chyba tak źle nie wyglądam.- zaśmiała się.
Posłałam jej lekki uśmiech.
-Teraz mów, co się stało w kuchni.- przysunęła krzesło i usiadła na nim okrakiem.
-To co zwykle.- zwruszyłam ramionami i wbiłam wzrok w dachy wieżowców, które rozmieszczone były wokół Słonecznej Wieży.
-Byliście taką cudowną parą. Kochaliście się, byliście niesamowici. Pamiętam jak jeszcze namawiałaś mnie na związek z Rikerem, bo chciałaś żebym poczuła się tak jak ty. Zostałaś. Macie jeszcze szanse.
-Megan. To nie miałoby sensu.- wbiłam w nią wzrok.- My nawet teraz nie potrafimy normalnie porozmawiać. Każda nasza rozmowa kończy się wrzaskami. Nie możemy nawet przez chwilę pobyć w tym samym pomieszczeniu. Wszystko co muszę zrobić, to unikać Rossa. Tyle. Nie chcę przez to rozwalić mojej przyjaźni z Rydel, relacji z Rocky'm. Nie chcę omijać domu Lynch'ów. Ale ja i Ross... To 'coś' nie ma przyszłości. Przepraszam.
-Przepraszasz w tej chwili nie właściwą osobę.- złapała mnie za nadgarstek.- Ale jeśli byście przegadali sprawę... Spróbowali jeszcze raz? Od nowa...
-Ile razy można próbować od nowa? Nie ma sensu na siłę scalać tego, co się na dobre rozpadło.
-Spójrz na to z innej perspektywy.- nie dawała za wygraną.- Zamknij oczy i wyobraź sobie siebie za kilkanaście lat. Co widzisz?
-Londyn. Balet.- rzuciłam bez zastanowienia.
-Coś jeszcze?
-Nie.
-Czyli Londyn, rozwijanie się pod względem tańca i samotość.- opadła na fotel.
-Jak to 'samotność'?- otworzyłam oczy.
-Co jeśli Ross to był ten jednyny?- z powrotem podniosła się do pozycji siedzącej, opierając łokcie o kolana.- Jak wolisz, ale wiedz, że nigdy nie jest zapóźno żeby coś naprawić. Trzeba w to tylko włożyć trochę wysiłku.
-Co jeśli Rocky to ten jednyny? Nie naciskaj na mnie. Co jeśli poznam kogoś w Lonynie i to będzie ten jedyny?- teraz już nie wytrzymałam. Slowa wylatywały ze mnie, jakby ktoś wytrzeliwywyał je z procy.- To są muzycy, są sławi, miliony dziewczyn się za nimi układają. Poza tym, kurczę, nawet jakbyśmy tu mieszkały to i tak oni jeździli by w te swoje trasy. Taki związek nie ma sensu. Nie widzisz tego? Nawet jakbym chciała, żeby coś więcej było między mną i Rossem, czy między mną a Rocky'm, czy nawet spodobałby mi się Ratliff, czy ktokolwiek inny... Przejżałam w końcu na oczy. Tyle się stało przez ten czas. W końcu to zrozumiałam...
-Ale... Rocky...
-Ja go już nie kocham, Meg.
* Ross *
Po tych słowach poczułem, że coś we mnie pękło. Jakby przejechał po mnie czołg. Pobiegłem na górę i zatrzasnąłem drzwi do mojego pokoju. Nie czuję się winny. Ale jestem wkurzony. Cholernie wkurzony. Podszedłem do dużej komody i zrzuciłem z niej za jedneym zamachem wszystkie przedmioty i zdjęcia. Z szafy wyrzuciłem wszystkie ubrania, zrzuciłem pościel z łóżka. Chwyciłem w rękę glinianą figurkę anioła, która stała na półce z książkami i cisnąłem nią o ścianę. Chwyciłem szybko zdjęcie moje i Mackenzie. Przyjrzałem się mu przez chwilę. Siedzimy roześmiani, przytuleni do siebie na plaży. Nasze stopy pokryte morskim piaskiem. Otworzyłem okno i rzuciłem zdjęciem z całej siły w dół. Usłyszałem tylko dźwięk tłuczonego szkła. Spojrzałem na swoje dłonie. Były całe we krwi. Musiałem się skaleczyć odłamkiem szklanej ramki.
Musiałem jakoś odreagować. Czułem, że wszystko we mnie buzuje. Ręce mi się trzęsą. Nie mogłem wytrzymać. Miałem już wybiec z pokoju na dół, gdy na ekranie laptopa wyskoczyła pewna wiadomość:
'Miłość to krwawa droga pełna cierni, Kochanie. Przekonałeś się na własnej skórze.
Ja wiem, że ją kochasz, ty też wiesz. Teraz zapłacisz za WSZYSTKO, co zrobiłeś.
-N'
To było dość dziwne. -N? Coś pamiętam... Kiedyś ta sama osoba wysłała mi zdjęcie Mackenzie i Johnnego, teraz mi grozi.
Zamknąłem klapę laptopa i chwyciłem swoją czarną ramoneskę. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem na zewnątrz. Muszę się odstresować.
* * *
-A więc...- Riker próbował zacząć rozmowę. Rik, Ellington, Rydel, Ryland, Savannah, Jake, Cassandra i Naomi nadal siedzieli przy stole obok grilla.
-A więc...- powtórzyła Rydel, która nerwowo uderzała palcami o kant ladę.
-A więc...- najwyraźniej Ellington też chciał coś powiedzieć, ale sam nie wiedział co.
Nie ma co ukrywać, sytuacja była trochę niezręczna. Ba! Nawet bardzo niezręczna. Młodzież siedziała w milczeniu i tylko co chwile wymieniała się spojrzeniami. Delly błagalnym wzrokiem spojrzała na Rika. Myślała, że on jakoś zgrabnie wyrbnie z sytuacji. Jednak tak nie było. Nieoczekiwanie odezwała się Naomi, która została zostawiona w dość niekomfortowej sytuacji przez jej obecnego 'chłopaka', który rozwścieczony wybiegł z domu.
Widać, że Ross nie radzi sobie z... Właściwie to z niczym. Ostatnio jest bardzo nerwowy, nie umie poradzić sobie z emocjami. Chłopak bardzo się zmienił przez ostatni czas. Nagłe wybuchy złości, wulgaryzmy i narcyscyczne zachowanie. W żadym calu już nie przypomina miłego, słodkiego chłopaka z szerokim, nie opuszczającym ust uśmiechem. Mówcie co chcecie, ale on nie jest i już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem. Może on zawsze taki był, a teraz tylko ostatnie sytuacje pomogły mu wyciągnąć jego prawdziwą naturę na powierzchnie? Nikt tego nie wie. Nawet ja.
To z całą pewnością skomplikowany człowiek.
-Ja już lepiej pójdę.- powiedzała Nao podnosząc się z ławki.
-To dobry pomysł.- zachowanie 'koleżanki' kontynuował Jake.- Miałem wam wszystkim przekazać, że organizuję jutro imprezę z okazji rozpoczęcia mojej pierwszej dużej trasy. Więc czujcie się zaproszeni. WSZYSCY.- podkreślił to słowo.- Nawet ci, którzych tu nie ma w tej chwili.- oh, czyzby pan Miller był czymś zdenerwowany?- Do zobaczenia jutro!- na jego twarz powrócił słynny, biały uśmiech, a po chwili razem z Cassandrą byli już na podjeździe i odjeżdżali czarnym Range Roverem muzyka.
-A więc...- powtórzyła Rydel, która nerwowo uderzała palcami o kant ladę.
-A więc...- najwyraźniej Ellington też chciał coś powiedzieć, ale sam nie wiedział co.
Nie ma co ukrywać, sytuacja była trochę niezręczna. Ba! Nawet bardzo niezręczna. Młodzież siedziała w milczeniu i tylko co chwile wymieniała się spojrzeniami. Delly błagalnym wzrokiem spojrzała na Rika. Myślała, że on jakoś zgrabnie wyrbnie z sytuacji. Jednak tak nie było. Nieoczekiwanie odezwała się Naomi, która została zostawiona w dość niekomfortowej sytuacji przez jej obecnego 'chłopaka', który rozwścieczony wybiegł z domu.
Widać, że Ross nie radzi sobie z... Właściwie to z niczym. Ostatnio jest bardzo nerwowy, nie umie poradzić sobie z emocjami. Chłopak bardzo się zmienił przez ostatni czas. Nagłe wybuchy złości, wulgaryzmy i narcyscyczne zachowanie. W żadym calu już nie przypomina miłego, słodkiego chłopaka z szerokim, nie opuszczającym ust uśmiechem. Mówcie co chcecie, ale on nie jest i już nigdy nie będzie tym samym człowiekiem. Może on zawsze taki był, a teraz tylko ostatnie sytuacje pomogły mu wyciągnąć jego prawdziwą naturę na powierzchnie? Nikt tego nie wie. Nawet ja.
To z całą pewnością skomplikowany człowiek.
-Ja już lepiej pójdę.- powiedzała Nao podnosząc się z ławki.
-To dobry pomysł.- zachowanie 'koleżanki' kontynuował Jake.- Miałem wam wszystkim przekazać, że organizuję jutro imprezę z okazji rozpoczęcia mojej pierwszej dużej trasy. Więc czujcie się zaproszeni. WSZYSCY.- podkreślił to słowo.- Nawet ci, którzych tu nie ma w tej chwili.- oh, czyzby pan Miller był czymś zdenerwowany?- Do zobaczenia jutro!- na jego twarz powrócił słynny, biały uśmiech, a po chwili razem z Cassandrą byli już na podjeździe i odjeżdżali czarnym Range Roverem muzyka.
Następnie z pola widzenia rodzeństwa z zniknęła rownież Naomi.
-Skoro wszyscy już się zawijają, my już też spadamy.- powiedział najmłodszy z rodzeństwa, chwytając Savannah pod rękę.
-Stary, myślałem, że przynajmniej ty zostaniesz.- odparł zrezygnowany Riker.- Dobra, nieważne.- blondyn podniósł się z drewnianej ławki i ruszył zrezygnowany do domu.- Przepraszam wszystkich za to, że Ross znowu wszystko spieprzył.- rzucił na odchodne.
-Już do tego przywykliśmy.- szepnął cicho Rocky i poszedł w ślady starszego brata.
Z rodzinnego spotkania znów wyszło fiasko.
-To co? Więcej jedzenia dla nas.- Ellington szturchnął żartobliwie Rydel w ramię.
Dziewczyna tylko zmierzyła go wzrokiem i ruszyła za braćmi.
* * *
Często, gdy się denerwuję, zaczynam sprzątać. To trochę dziwne, ale tak mam. Wyrzuciłam z szafek i szaf wszystkie przedmioty, ubrania u zaczęłam układać od nowa. Półki przetarłam szmatką i zaczęłam układać na nich książki od największej do najmniejszej. W niektórych sprawach jestem perfekcjonistką. Wszystkie rzeczy w pokoju muszę mieć idealnie poukładane. Moje ciuchy staranie wyprasowałam odkurzaczem na pare i powiesiłam w szafie. W następnej kolejności przeniosłam się na toaletkę. Wyrzuciłam część starych kosmetyków. Już niedługo wracam do domu. Na dobrą sprawę zostały tylko dwa tygodnie do końca wakacji. W tym tygodniu chcę pozamykać i naprawić wszystkie sprawy, a ostatni tydzień spędzić przyjemnie, jak na prawdziwych wakacjach.
Odkurzając kurz z blatu, usłuszałam trzaśnięcie drzwi mojego pokoju. Gwałtownie się odwróciłam, zrzucając kiedyś pozytywkę z baletnicą, którą dostałam od Alex dzień przed jej śmiercią. Porcelanowa baletnica spadła na podłogę i rozpadła się na kilka elementów.
Przez drzwi weszła Megan. Stała chwilę cicho, a następnie cicho się odezwała.
-Przepraszam.- powiedziała niemalże niesłyszalne.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Nawet nie wiem co teraz czuję. Jestem w rozsypce.
-Nie powinnam się tak unieść.- spuściłam wzrok.
-Wiem, że jest ci teraz cieżko.- podeszła bliżej mnie.- Ja jako przyjaciółka powinnam cię wspierać, a tylko szkodzę. Przepraszam.
-Przesadzasz, Meg.- uściskałam przyjaciółkę.- Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej.
-Oczywiście.- odwzajemniła uścisk.- Mam po prostu wyrzuty sumienia, że nie byłam blisko, gdy potrzebowałaś się komuś wygadać.
-Jak będę jeszcze kiedyś potrzebowała z kimś pogadać od serca, to zgłoszę się do ciebie.
Megan uśmiechnęła się lekko i opuściła pomieszczenie.
Ja natomiast zaczęłam zbierać fragmenty pozytywki z ziemi. Gdy podniosłam pierwszy element, wśród potłuczonych kawałków zobaczyłam kawałek złożonego papieru. Wzięłam go w dłonie i rozłożyłam.
Na kartce było kilka linijek tekstu napisanego ręcznie czerwonym długopisem. Zaczęłam czytać.
' Zamordowany każdy, bo w koronie
Świętej, co skronie monarchy otacza,
Śmierć się panoszy. Tkwi tak jak błazen
Drwi sobie z władcy '
Na dole strońy widniał tylko krótki napis, jakby wyrwany z kontekstu:
'NIE UFAJ NIKOMU'
Złożyłam kartkę i wsadziłam ją do szuflady, a resztki pozytywki wyrzuciłam do kosza.
Wzięłam z szafki mojego iPoda, wsunęłam słuchawki w uszy i wskoczyłam do łóżka. Natychmiast odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
~
-Alex, poczekaj!- krzyknęłam za dziewczyną, która wybiegła z domu Lynch'ów.
Brunetka zaczęła biec.
-Alex, proszę!
Dziewczyna zatrzymała się.
-Dlaczego wybiegłaś? Dlaczego nie chciałaś się zatrzymać? Ty coś przede mną ukrywasz.
-Nic nie ukrywam.- powiedziała drżącym głosem.- Zostaw mnie samą.- znów zaczęła biec.
Goniłam ją.
Po chwili znalazłyśmy się w jakimś lesie.
-Alex!- dogoniłam ją.
Chwyciłam ją za ramię.
-Zostaw mnie!- krzyknęła.
Zaczęłyśmy się szarpać.
Odepchnęłam ją od siebie.
Dziewczyna odleciała kilka kroków w tył i uderzyła głową o betonowy murek.
Upadła na ziemię.
-Alex.
~
Zawrzeć pakt z samym diabłem? Odważnie, Mack. -N
~~~
Witam!
Rozdzial miał pojawić sie wcześniej, ale mój laptop trafił znów do naprawy. Super. Dodaje znów z iPada, wiec mogą byc błędy, wiec jak cos zobaczycie, piszcie.:D
Już w środę koncert. Nie mogę uwierzyć. Matko... Zakup M&G to była jedna z najlepszych decyzyji w moim życiu.
Wybieracie sie do Palladium? ;)
Next już niedługo.
Mam nadzieje, ze ktoś mnie jeszcze czyta!
LYSM <3
Świetny rozdział!! :) I bardzo wciągający. Umieram z ciekawości, co będzie dalej. Czekam na next!!! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje! <3 :)
UsuńŚwietny rozdział, czekam na next :) ~ Layla
OdpowiedzUsuńDzięki, Kochana! :* :)
UsuńCałkiem dobrze napisane! Być może na czasie cofnę sie do pierwszych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńreallylovediy.blogspot.com
Dziękuję! ♥
Usuń